wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział 2: Święto Siewów

Setki lat temu całym światem rządziły potężne smoki władające Pradawnymi Czarami. Ziemia przesiąknięta była niekończącymi się pokładami czystej magii, rodząc coraz to wspanialsze rośliny oraz stworzenia, tym samym dając życie nowym gatunkom, którym z roku na rok żyło się coraz lepiej. Ludzie, powstali jako jedni z ostatnich istot, osiedlili się na powierzchni, zakładając osady i z czasem zyskali zaufanie smoków, a te zgodziły się przekazać im odrobinę władzy i nauczyć posługiwania się magią.
Niedługo trzeba było czekać, aż ta potężna moc zawładnęła umysłami i skłoniła do buntu. Za ich przykładem poszły inne rasy, które nie zostały tak hojnie obdarzone dobrami, jakie niosła ze sobą potęga całych Smoczych Krain. Wszyscy ci zebrali się pod jednym sztandarem, aby obalić smoczą władzę i zagarnąć ją dla siebie.
Znaleźli się również i tacy, a byli wśród nich również ludzie, którzy stanęli po stronie dawnych władców, łącząc siły z magicznymi stworzeniami.  
Wtedy właśnie wybuchła najkrwawsza wojna jaką ludzkość mogła sobie kiedykolwiek wyobrazić. Po latach przeszła ona do historii pod nazwą Smocza Rzeź.
Ludzie stali się zachłanni, pragnęli potęgi, która przewyższała ich proste rozumy, lecz sądzili, że są w stanie pokonać smoki, przechytrzyć je i zabić. Tak się jednak nie stało i kiedy tylko wrogie wojska zostały zniszczone, władcy ówczesnego świata przyrzekli nigdy już nie zaufać żadnej istocie ludzkiej, po czym postanowili odejść i nigdy już nie wrócić.
Pradawne Czary znikły na zawsze, a ich moc rozprzestrzeniła się po całych Smoczych Krainach, niosąc ze sobą cudowne dary, ale również wielkie niebezpieczeństwo. Alvarand, dawna stolica smoków, otrzymał jej najwięcej, przez co kraj ten stał się potężnym imperium, a ród, który po dziś dzień zasiada na Smoczym Tronie, jako jedyny otrzymał dar władania ogniem w podzięce za lojalność i wierność wobec dawnych władców.
Natomiast w Tavalli, kraju najbardziej oddalonym od całej reszty świata, gdzie toczyły się najzacieklejsze walki, magia zaczęła siać jedynie spustoszenie. Ulokowana głęboko w Kościstych Górach, stworzyła barierę pomiędzy światem ludzi i duchów, zwanym od tamtej pory Bezkresnym Pustkowiem.
Tavallańczycy zaczęli powoli odsuwać się od praktykowania magii, stali się wobec niej nieufni i niezwykle wrogo nastawieni. Magowie ginęli w niewyjaśnionych okolicznościach, aż całkowicie zniknęli. Od tamtej pory czary zostały zakazane, a każdy urodzony w kraju czarownik – zabijany lub wygnany.
Inne państwa zaczęły w końcu gardzić mieszkańcami Tavalli, gównie przez wzgląd na ich niechlubną historię oraz stosunek do magii i religii, którą stała się wiara, że pewnego dnia smoki powrócą na te ziemie, przywracając wieczny pokój.

Wczesnym rankiem, kiedy niemal cały dwór jeszcze spał, a lekki szron przysłaniał widok z okien, Altamir siedział znużony w fotelu utkwiwszy wzrok w kominku, w którym tlił się niewielki ogień.
Starszy, siwy mężczyzna siedzący naprzeciwko opowiadał młodemu księciu o historii magii, co jakiś czas poprawiając okulary, które uporczywie zsuwały się z jego spiczastego nosa. Wtedy też spoglądał na chłopaka dyskretnie, prawdopodobnie sprawdzając, czy ten przypadkiem nie zasypia.
Altamir jednak starał się zachowywać chociaż pozory skupienia. Historia magii była ciekawa, tylko niekoniecznie o tak wczesnej porze. Chłopak przywykł raczej do wieczornych lekcji, a teraz, dzięki incydentowi w Kościstych Górach, odbywał je późnym wieczorem oraz bardzo wczesnym rankiem. Do tego dochodziły całodzienne treningi oraz wszystkie inne oficjalne obowiązki, które młody książę musiał wykonywać przez wzgląd na swoją przyszłość, jak to zwykł mawiać jego ojciec.
– Altamirze! – Chłopak poderwał się gwałtownie. Dopiero po chwili doszło do niego, że zaczął powoli przysypiać.
– Przepraszam – wymamrotał nieco zawstydzony, prostując się w fotelu.
Nauczyciel spojrzał na niego badawczo, po czym westchnął zrezygnowany.
– Mam coś dla ciebie – odparł starzec wstając z fotela i skierował się w stronę ogromnego regału z książkami.
Altamir patrzył na niego pytająco, jednak nie odważył się odezwać ani słowem.
Stellar Kniwkin uczył Altamira magii od najmłodszych lat. Ojciec sprowadził go z samego Alvarandu, kiedy tylko dowiedział się o magicznych zdolnościach swojego syna. Z początku chciał go wysłać do akademii leżącej daleko na wyspach Veisiputos, jednak naukę w tamtejszej szkole można było zacząć dopiero od dwunastego roku życia. U Altamira magiczne zdolności zaczęły się ujawniać, gdy miał pięć lat, więc to rozwiązanie nie wchodziło w grę. W innych państwach magia, nawet wśród dzieci, nie budziła niepokoju, jednak w Tavalli, przez siedem lat młody książę mógłby zrobić zdecydowanie za dużo zamieszania.
Z początku Stellar wcale nie miał zamiaru się zgadzać. Propozycja władcy wydała mu się oburzająca i niedorzeczna. Dla alvarandczyka uczenie kogoś ukrywania magicznych zdolności, jedynego daru, jaki dawni władcy Smoczych Krain pozostawili po sobie na tej ziemi, byłoby zwykłym bluźnierstwem. Na coś takiego rzeczywiście mógł wpaść jedynie mieszkaniec Tavalli.
Do podjęcia się tego zajęcia przekonała Stellara myśl o bezbronnym chłopcu, żyjącym w kraju, gdzie ludzie bez zastanowienia by go potępili i znienawidzili. W końcu postanowił, że nie może odmówić mu pomocy.
Z początku nikt na ten układ nie narzekał, jednak z czasem, kiedy Altamir zaczął dorastać, chciał wiedzieć więcej, a jego nauczyciel chciał przekazać mu tę wiedzę. Zdarzało się, że chłopakowi udawało się wyciągnąć z nauczyciela informacje odnoście niektórych zaklęć, czasami wyszukiwał ich w księgach, a potem ćwiczył samotnie. Tak, aby nikt nie mógł go na tym przyłapać. Stellar z pewnością o wszystkim wiedział. Była to jednak ich mała tajemnica, cichy sojusz, który zawarli wiele lat temu.
W końcu starszy mag stał się dla księcia prawdziwym wzorem. Chłopak szanował go jak nikogo innego, słuchał uważnie niemal każdej jego lekcji i nigdy się nie buntował.
Oficjalnie, Stellar był specjalistą w dziedzinie historii Smoczych Krain i ich tradycji. Dlatego też często zmieniał temat swojego wykładu w obawie, że ktoś mógłby ich podsłuchać. I tak udawało im się utrzymywać wszystko w sekrecie już od przeszło siedemnastu lat.
W końcu starzec znalazł to, czego szukał i pospieszył w stronę Altamira. Usiadł na fotelu, poprawił okulary i uśmiechnął się do niego, trzymając w rękach niewielką książkę obszytą czarną, wyblakłą już skórą.
Chłopak chciał zapytać, co to takiego, jednak Stellar go uprzedził.
– To dziennik pewnego łowcy, który wiele lat temu zapuścił się samotnie w Kościste Góry i przeżył, na co mamy niezbity dowód. – Starzec pomachał chłopakowi książką przed oczami. – Chciałem ci to dać dopiero za parę dni, ale widzę, że nasze poranne lekcje i tak nie przynoszą żadnych rezultatów, więc pomyślałem, że tym cię z pewnością zainteresuję.
Altamir nie był pewny, czy to przez zmęczenie, czy fakt, że się jeszcze nie do końca obudził, ale potrzebował dłuższej chwili, zanim słowa nauczyciela w ogóle do niego dotarły.
Kiedy zrozumiał, co Stellar właśnie mu powiedział, wybałuszył oczy i jedynie tępo wpatrywał się w starszego mężczyznę.
Po całym zajściu w Kościstych Górach, Stellar bardzo zainteresował się słowami swojego ucznia i obiecał mu, że postara się znaleźć choćby wzmiankę na temat tego, co Altamir mu opowiedział. Kościste Góry intrygowały magów od zarania dziejów i mało było o nich wiarygodnych informacji na piśmie. Odkrycie takiej perełki równało się niemal z niemożliwym.
– Jakim cudem dziennik znalazł się w Tavalli? – Książę wiedział, że to było dość głupie pytanie, jednak nic innego nie przychodziło mu do głowy.
– Znalazłem go na Nocnym Targu. Mężczyzna, który sprzedawał mi notes, powiedział jedynie, że od lat chciał się tego pozbyć, bo zabobonni mieszkańcy bali się go nawet dotknąć.
Chłopak wiedział, że jego nauczyciel co jakiś czas udawał się w tamto miejsce w poszukiwaniu starych książek, które mógł dostać po rozsądnej cenie. Jednak za nic nie mógł sobie wyobrazić jak groteskowo musiał wyglądać siwy, zgarbiony mężczyzna przechadzający się po Nocnym Targu. Co prawda starszy mag nie był tak do końca bezbronny, jednak używanie magii, nawet w takim miejscu, wiązało się z nie lada ryzykiem.
Nocny Targ był miejscem, w którym po zachodzie słońca zbierało się kilkunastu handlarzy, aby potargować się w mniej legalny sposób niż na co dzień. Jeżeli było się dość dobrym negocjatorem istniała szansa na naprawdę niezły zakup. Altamir był na Targu parę razy i musiał przyznać, że widział o wiele bardziej przyjazne miejsca.
– Do tego wszystko zostało napisane po alvarandzku – ciągnął Stellar, widząc, że książę nadal nie za bardzo wie, co powiedzieć. – Przetłumaczyłem dla ciebie najważniejsze informacje, dlatego też nie będę się teraz nad tym rozwodzić, choć przyznam, że to niezwykle ciekawa lektura. – Starzec uśmiechnął się pogodnie do Altamira i podał mu książkę. Na koniec dodał: – Chcę, żebyś najpierw sam przestudiował dziennik.
Następnego dnia po tym, jak Altamir wraz z Ryanthem wrócili do pałacu, w mieście zaczęto plotkować na temat tajemniczego wybuchu w górach. Może nikt nie zwróciłby na to takiej uwagi, gdyby nie fakt, że w całej Tavalli zaczęły się dziać niewyjaśnione rzeczy.
Król musiał interweniować i postarać się uspokoić mieszkańców Amaras, wymyślając jakieś absurdalny powód całego zajścia, gdyż stolica kraju leżała na tyle blisko Kościstych Gór, że wszyscy jej mieszkańcy bez problemu dostrzegli na niebie łunę.
Po wszystkim, Tristan zakazał swojemu synowi jakichkolwiek wypraw za miasto, jednak wiedząc, że to za mało, by powstrzymać księcia, nałożył mu tyle obowiązków, by ten nawet nie miał czasu na zastanawianie się o robieniu podobnych głupot.
Władca nawet przez chwilę nie pomyślał, że nauczyciel Altamira podsuwał mu zaklęcia obronne, których ten mógłby użyć w nagłych wypadkach. Nie znał się ani trochę na magii, więc nie zastanawiał się, czym tak dokładnie była jasna łuna rozciągająca się nad górami. Wiedział jedynie, że całemu zajściu był winny jego syn. Dlatego też powiedział staremu magowi, aby jedynie zwiększył ostrożność podczas lekcji i lepiej pilnował swojego ucznia.
Kiedy Stellar się o wszystkim dowiedział, zarówno od króla, jak i od Altamira, wściekł się niemal tak samo jak władca, za to, że jego uczeń nie zachował więcej ostrożności. Po czasie jednak gniew ustąpił miejsca ciekawości i na spokojnie wysłuchał wszystkiego, co młody mag widział w Kościstych Górach.
Starzec nigdy nie powiedział tego swemu uczniowi, ale obawiał się o Altamira. Nigdy nie sądził, że którekolwiek z zaklęć naprawdę zadziała. Do tego trzeba odpowiedniego treningu i siły woli. A nawet, jeżeli książę ćwiczył w tajemnicy, nie mogło to wystarczyć, by wyzwolił w sobie tak potężną moc.
Chłopak wziął dziennik do ręki i otworzył na przypadkowej stronie. Pożółkłe już kartki zapisano koślawym pismem w zupełnie obcym dla Altamira języku. Natomiast wszystkie marginesy zdobiły świeże i staranne tłumaczenia Stellara.
– Dziękuję – powiedział książę nieco zbyt oficjalnym tonem, dlatego dodał po chwili łagodniej: – Naprawdę dziękuję.
Miał wrażenie, że żadne słowa nie byłyby w stanie odzwierciedlić tego, jak bardzo jest mu wdzięczny. Te zapiski mogły dać mu odpowiedzi na niektóre jego pytania, o ile nie na wszystkie.
Stellar jedynie uśmiechnął się do niego, po czym splótł palce w piramidę i, jak gdyby nigdy nic, zaczął wykład o historii Tavalli.
Altamir nie był pewien ile czasu dokładnie minęło i choć starał się skupić na słowach nauczyciela, jego myśli bezustannie krążyły wokół trzymanego w ręku dziennika.
Jednocześnie był wdzięczny Stellarowi, że ten nie zmuszał go do słuchania jego słów, jak to zazwyczaj bywało, kiedy młody książę zamyślił się nad czymś mało istotnym.
Wiedział, że o tej porze dwór już dawno jest na nogach, dlatego z pewnością nie mieli tyle prywatności, aby mówić teraz otwarcie o sprawach, które zdarzyły się w Kościstych Górach.
Nagle w komnacie rozległo się donoście pukanie. Altamir wzdrygnął i odwrócił w stronę wejścia.
– Proszę wejść – powiedział starszy mag.
Drzwi uchyliły się i do środka wszedł jeden ze służących. Po chwili książę rozpoznał w nim dworskiego posłańca jego ojca. Mężczyzna ukłonił się nisko w stronę Stellara, a następnie w stronę Altamira.
– Przepraszam, że zakłócam lekcję, jednak król niezwłocznie prosi cię o stawienie się w jego komnacie, mój książę.
– Ciekawe, o co może chodzić tym razem – mruknął chłopak podnosząc się z fotela.
Posłaniec spojrzał na Altamira bez zrozumienia, jakby ten miał dokładnie wiedzieć, po co został wezwany.
– Jutro zaczyna się Święto Siewów, mój książę. Król chce wszystko dokładnie z księciem ustalić.
A no tak, Święto Siewów! Zupełnie o tym zapomniałem! – wykrzyczał w myślach i już chciał uderzyć się otwartą dłonią w czoło, jednak powstrzymał się w ostatniej chwili. Nie mógł przecież pokazać, że przyszły władca zapomniał o najważniejszym święcie w całym kraju.
Będę koszmarnym królem.
Wyprostował się i odrzekł jedynie: – Oczywiście.
Po chwili posłaniec zniknął za uchylonymi drzwiami, a Altamir pożegnał się z profesorem i również wyszedł.
Przed drzwiami królewskiego gabinetu uświadomił sobie, że nadal trzyma w ręku czarny notes. Nie mógł z nim wejść do środka, więc szybko schował dziennik w bucie. Miał on na tyle długie cholewki, że książka zmieściła się w nim bez problemu.
Altamir otworzył powoli drzwi i wszedł do komnaty. Król siedział za biurkiem po przeciwnej stronie i przeglądał jakieś dokumenty. Zauważył chłopaka dopiero po chwili, skinieniem głowy przywołując go do siebie.
Ostatnimi czasy książę rzadko widywał ojca. Król zazwyczaj kontaktował się z nim za pośrednictwem służby. Najwidoczniej nadal był na niego wściekły, a chłopakowi odpowiadał taki obrót sprawy. On również nie miał najmniejszej ochoty na kolejną kłótnię. Zastanawiał się, co mogło być aż tak ważne, że władca chciał się z nim widzieć osobiście.
– Jutro Święto Siewów – zaczął Tristan, a chłopak jedynie mu przytaknął. – Jak wiesz, ostatnio w kraju nie dzieje się najlepiej.
Z tego akurat Altamir zdawał sobie doskonale sprawę. Niemal na każdej audiencji, przy której towarzyszył ojcu, ktoś narzekał na dziwne wypadki w pobliskich wioskach. Zdychająca trzoda, gnijące pole, albo błotnista woda w studniach.
Tavallańczycy do tego stopnia bali się magii, że każde niefortunne zdarzenie przypisywali nieczystym, złym siłom. Altamira zawsze to trochę bawiło. Uczył się o magii od dłuższego czasu i wiedział, że takie rzeczy nie mają związku z niczym nadprzyrodzonym. Jednak wieśniacy mieli swoją teorię, a wybuch w Kościstych Górach zapewne tylko jeszcze utwierdził ich w tych przekonaniach.
– Trzeba dodać ludziom otuchy i zapewnić, że państwo wspomoże ich w niedoli – ciągnął król, cały czas wlepiając uważne spojrzenie w swego syna. – A użycie magii w górach nie miało z tym nic wspólnego.
– Nie rozumiem, co ja mam z tym zrobić? – zapytał Altamir nieco zbyt ostro.
Jednak Tristan jedynie się do niego uśmiechnął półgębkiem i odrzekł:
– Ty im to wszystko powiesz, mój synu. Jako przyszły król musisz pokazać, że przejmujesz się losem swoich poddanych, a nie tylko stoisz na audiencjach i śmiejesz się pod nosem. Jesteś już dorosły i wiesz, co masz robić. – Król zrobił krótką pauzę patrząc na syna wymownie. – Oraz co mówić.
Altamir doskonale wiedział, co jego ojciec chciał przez to powiedzieć. Rozkaz był bardzo prosty: przekonaj ich, że nie masz z tym nic wspólnego.
Co prawda chłopak rzeczywiście nie szanował należycie poddanych, ale nie wynikało to z pychy czy arogancji. Po prostu nie mógł znieść, że ci ludzie go nienawidzą. A raczej znienawidziliby, gdyby się dowiedzieli kim jest. Tavallańczycy gardzili magią, a Altamir czuł się tak, jakby gardzili również nim.
– Masz rację, ojcze. Już czas, żeby poddani mieli powód aby mi zaufać. – Chłopak wyczuł głęboką ironię w swoich słowach, jednak starał się tego nie okazać.
– A więc ustalone. Do końca dnia masz wolne. Lepiej dobrze się przygotuj do jutrzejszego święta.
Altamir kiwnął głową i bez zbędnego ociągania się wyszedł z komnaty, zamykając za sobą drzwi.
Kiedy był już na korytarzu, wyciągnął dziennik z buta i poszedł prosto do swojej komnaty.
Po drodze starał się opanować wściekłość, lecz przychodziło mu to z wielkim trudem. Nie do końca wiedział, na co tak prawdę był zły. Myśli kłębiły mi się w głowie bezustannie, nie mógł się na niczym skupić. Był na tyle dorosły, by kłamać ludziom w żywe oczy, jednak nie mógł wyjść z zamku i pojechać, gdzie mu się żywnie podobało. Miał wrażenie, że jego ojciec robi mu to specjalnie, cały czas karząc za jego niefortunny wybryk. Czuł, że jest jedynie marionetką w rękach króla. I to wściekało go chyba najbardziej.
Gdy wszedł do swojej komnaty rzucił notes na szafkę, usiadł na łóżku i zacisnął pięści tak mocno, aż pobielały mu kłykcie. Dopiero wtedy był w stanie się nieco uspokoić.

Altamir spędził cały dzień na szwendaniu się po zamku. Nie miał najmniejszej ochoty zastanawiać się nad jutrzejszą przemową, a i chęci do przeczytania dziennika już go opuściły. Pragnął zająć się swoimi codziennymi czynnościami, by przestać myśleć o tej przeklętej uroczystości.
Święto Siewów było jednym z dwóch najważniejszych wydarzeń w Tavalli. Król co roku odwiedzał miasto, aby wraz z mieszkańcami uczcić początek wiosny, kiedy to przyroda zaczynała budzić się do życia, a rolnicy mogli zacząć ciężką pracę na polach. Wtedy władca słuchał próśb poddanych i pomagał im w miarę możliwości.
Natomiast po żniwach odbywało się Święto Zbiorów, które, w zależności od okoliczności, było obchodzone w zgoła inny sposób. Jeżeli plony okazywały się dorodne i starczyło ich na przetrwanie zimy, w pałacu odbywało się huczne przyjęcie oraz wspaniała uczta w mieście, na koszt państwa. Jednak gdy okazywało się, że zbiory są mizerne, wtedy król przybywał ponownie do miasta, aby wspomóc poddanych. Przez ostatnie lata Święto Zbiorów było najszczęśliwszym dniem dla wszystkich mieszkańców Tavalli.
Książę udał się do sali ćwiczebnej, by potrenować z żołnierzami, jednak został odesłany przez dowódcę, który oznajmił, że dostał taki rozkaz od samego władcy.
– To było do przewidzenia – mruknął Altamir do siebie, idąc korytarzem w stronę dziedzińca.
Miał nadzieję spotkać tam Ryantha. Przez ostatnie dni rzadko widywał brata. Od incydentu w Kościstych Górach tak naprawdę nie mieli czasu, by spokojnie ze sobą porozmawiać. Jednak po przejściu niemal całe pałacu nigdzie nie mógł go znaleźć. Książę nie zdawał sobie z tego na początku sprawy, ale brakowało mu towarzystwa brata.
W końcu postanowił udać się do swojej komnaty i spróbować zastanowić się nad jutrzejszym wystąpieniem.
W słowach jego ojca było dużo racji. Skoro tak czy inaczej miał zostać królem, powinien postarać się o przychylność ludu. Tavallańczycy kochali swojego władcę, bo świętował i smucił się razem z nimi, potrafił ich zrozumieć i wspomóc w potrzebie. Tym samym Tristan zaskarbił sobie przychylność niemal każdego mieszkańca Tavalli.
To zawsze chłopakowi we władcy niesamowicie imponowało. Kiedy był małym chłopcem, marzył o tym, aby stać się odzwierciedleniem swego ojca. Jednak z wiekiem wszystko uległo zmianie. Zamiast przynosić dumę królowi, sprawiał same problemy, które zaczęły przeradzać się w niekończące się kłótnie. Zawodził go na każdym kroku i z czasem już przestało mu to nawet przeszkadzać.
Przez kilka następnych godzin starał się sklecić parę sensownych zdań, jednak na próżno. Próbował sobie przypomnieć, co zawsze mówił jego ojciec podczas swoich przemówień i pierwszy raz pożałował, że nigdy go wtedy nie słuchał. W końcu zaprzestał nieudolnych prób napisania przemowy i poczuwszy nagle zmęczenie, położył się spać.

 Ze snu wyrwało go donośne pukanie. Otworzył oczy, jednak blask porannych promieni słońca, które wdzierały się do jego komnaty, zmusił go do przymrużenia ich. Dźwięk stawał się coraz bardziej nie do zniesienia, więc Altamir w końcu podniósł się z łóżka i podszedł do okna. Źródłem hałasu okazał się mały, brązowy ptaszek, który uporczywie uderzał dziobem w szybę. Chłopak przetarł oczy, po czym otworzył okno, przez które wleciał kolibut i usiadł mu na ramieniu.
– Czy mógłbyś łaskawie zejść? Nie wiem, czy wiesz, ale to trochę dziwne, kiedy na mnie siadasz – warknął książę próbując zrzucić zwierzę z ramienia.
Ptak wydał z siebie piskliwy odgłos i sfrunął na ziemię. Już w następnej chwili, zamiast małego kolibuta, stał młodzieńca o blond włosach i zielonych oczach.
– Nawet nie masz pojęcia jakie to męczące, tak ciągle machać skrzydłami. Ptaki nie mają łatwego życia – wymamrotał Ryanth otrzepując się z kurzu i nie do końca było wiadomo, czy kieruje te słowa do brata, czy mówi sam do siebie.
Kiedy spojrzał w końcu na Altamira, uśmiechnął się  przyjaźnie, a ten jedynie przewrócił oczami.
– Co tu robisz? – zapytał w końcu Altamir przerywając nagłą ciszę.
– Przyszedłem cię obudzić.
– Przecież jest jeszcze… - Wyjrzał przez okna i nagle zdał sobie sprawę jak wysoko znajdowało się już słońce.
Zaspał. Zaczął zastanawiać się, dlaczego nikt go nie obudził i dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że to tej pory nie było takiej potrzeby. Od kiedy ojciec narzucił mu tak intensywny plan dnia, sen był dla niego najmniejszym zmartwieniem. Doszło do niego, jak bardzo był wykończony przez ostatnie dni. Sypiał po kilka godzin, o ile w ogóle, aż w końcu po nużącym dniu dopadło go prawdziwe zmęczenie.
– Tak, jest prawie południe – zaśmiał się Ryanth. – Więc lepiej rusz dupę i idź się przygotować.
Po tych słowach młodszy książę ponownie zamienił się w ptaka i wyfrunął z komnaty. Altamir jeszcze przez chwilę stał przy oknie próbując zebrać myśli. W końcu postanowił, że pierwsze, co powinien zrobić, to udać się do stajni, aby oporządzić Archibalda. Koń mało komu dawała się dotykać, a i nikt specjalnie nie miał zamiaru się do niego zbliżać, gdyż był często agresywny wobec innych ludzi. Raz nawet kopnął stajennego tak, że połamał mu kilka żeber. Wszyscy wtedy zgodnie stwierdzili, że jedynie Altamir będzie zajmował się swoim wierzchowcem, dla bezpieczeństwa ogółu.
Na korytarzu prowadzącym w stronę stajni, Altamir zobaczył swoją matkę, która szła pewnym krokiem w jego stronę. Chciał jak najszybciej się ulotnić, jednak było już za późno.
– Jak ty wyglądasz?! Czemu nie jesteś jeszcze gotowy, niedługo wyruszamy! – Kobieta spojrzała na swojego syna gniewnie, lustrując go wzrokiem.
– Ale Archibald… – Nie zdążył dokończyć, gdyż królowa zaczęła wymachiwać groźnie rękami.
– Poproszę Ryantha by się nim zajął. A teraz idź się umyć i przebrać. Nie możesz tak się pokazać ludziom.
– Dobrze, matko. – Altamir zgodził się potulnie, nie chcąc jeszcze bardziej rozgniewać królowej.
Luin Hatarian była z reguły spokojną i opanowaną kobietą. Jednak każdy wiedział, że jeżeli chodziło o sprawy reprezentacyjne, lepiej było jej nie drażnić, nie kłócić się i przystać na wszystkie rozkazy. Nikt nie lubił, kiedy królowa wpadała w złość.
Altamir miał nadzieję, że brat poradzi sobie z jego wierzchowcem. W końcu spędzali wspólnie wiele czasu, a Ryanth miał niesamowitą rękę do zwierząt. W sumie Archibald nigdy nie parskał na młodszego księcia i bez sprzeciwu przystawał na jego towarzystwo. Tak, to się mogło udać.
Kiedy Altamir wyglądał już jak człowiek, a przynajmniej tak później określiła to jego matka, udał się na dziedziniec, gdzie czekał już cały orszak gotowy do drogi oraz jego wyszczotkowany, osiodłany i zadowolony wierzchowiec. Ryanth stał między Archibaldem a swoim koniem, Leonem, gniadym ogierem o niezwykle przyjaznym usposobieniu.
– Widzę, że nieźle się dogadujecie – powiedział Altamir podchodząc do brata.
– Znaleźliśmy wspólny język – odparł młodszy książę, uśmiechając się porozumiewawczo do brata. – To bardzo inteligentny koń.
Ryanth poklepał Archibalda po boku, po czym odwrócił się i wsiadł na swojego wierzchowca. Altamir podążył za bratem i wskoczył na grzbiet czarnego ogiera.
Parę metrów przed nimi stała śnieżnobiała klacz, której dosiadał ich ojciec. Odwrócił się w stronę braci i zgromił ich spojrzeniem.
– Spóźniłeś się – zwrócił się do Altamira oskarżycielskim tonem.
Chłopak jedynie odwrócił wzrok.
Do odjazdu zostało jeszcze kilka minut, a ludzie nadal krzątali się przy orszaku, dokonując jeszcze ostatnich poprawek. W końcu, nieco już zniecierpliwiony król odwrócił się w stronę bramy i dał rozkaz do wyjazdu.
Altamir jechał obok swojego brata, zaraz na królewską parą. Kiedy wyjechali z zamku, chłopak spojrzał na blondyna. Miał nadzieje, że kiedy ten dzień się skończy będzie mógł z nim w końcu porozmawiać. Były rzeczy, związane z magią, o których nie mówił nawet Stellarowi, a ostatnimi czasy nazbierało się ich naprawdę spoko.
Podróż minęła im w ciszy i bez zbędnych niespodzianek, przez co spokojnie dotarli na miejsce. Amaras było przepięknym miastem, które tętniło życiem przez cały rok. Na Święto Siewów każdy dom zdobiły przepiękne girlandy wykonane z wczesnowiosennych kwiatów, wyczyszczono ulice, stragany każdego ze sklepikarzy niemal uginały się pod naporem cudownych wyrobów, a ludzie wiwatowali na cześć rodziny królewskiej.
W ten dzień nikt nie zwracał uwagi na mroczne zakamarki miasta, które budziły się do życia każdej nocy. Wszyscy myśleli wyłącznie o wspaniałej uroczystości. Altamir już nie raz zastanawiał się, czy wśród zgromadzonych nie ma również złodziei i łupieżców plądrujących okoliczne miejscowości, z którymi jego ojciec zmagał się już od wielu lat.
Kiedy wjechali do miasta, ludzie czekali już na nich przy ulicach i ustępowali drogi orszakowi, który zmierzał w stronę głównego rynku. Wszyscy zgromadzili się tam, aby wspólnie świętować dzień rozpoczęcia siewów.
Jak co roku, mieszkańcy stolicy wybudowali podest, na którym stały cztery krzesła. Najwyższe zajmował król, zaraz obok, nieco mniejsze, było przeznaczone dla jego małżonki, w końcu po obu stronach stały dwa dość niepozorne siedziska, na których zasiadali synowie władcy. Altamir, jako przyszły król, zajmował miejsce obok ojca, a Ryanth obok matki.
Książę przełknął ślinę widząc pięknie przyozdobioną scenę. Nagle zdał sobie sprawę, że zupełnie zapomniał o swojej przemowie. Nie miał pojęcia, co powinien powiedzieć, jednak wciąż mógł się jeszcze nad tym zastanowić. Miał przemówić dopiero po wysłuchaniu przez ojca poddanych.
Początek ceremonii wypadł bez zarzutu. Rodzina królewska weszła na scenę, witając się ze zgromadzonym ludem. Król, jak co roku, wyraził swoją wdzięczność za tak ciepłe przyjęcie. I podziękował za zaufanie oraz przychylność, jaką mieszkańcy Tavalli obdarzają jego rodzinę.
Jednak, nie tylko w głosie króla, ale również w postawach zebranych, dało się odczuć niewypowiedzianą jeszcze zapowiedź prawdziwych problemów, jakie spadły na państwo, a władca miał się postarać o zapewnienie, by skończyły się one jak najszybciej.
Z początku prośby z jakimi mieszkańcy udawali się do króla były dość błahe, dlatego też Altamir postanowił pogrążyć się we własnych myślach, starając się ułożyć swoje końcowe wystąpienie.
W końcu na scenę wszedł młody, rosły mężczyzna o ogorzałej twarzy i strudzonych dłoniach. Prawdopodobnie przybył z pobliskiej wioski.  Ukląkł przed drewnianym tronem i ze wzrokiem wybitym w deski podestu zaczął:
– Mój królu, przychodzę do ciebie z prośbą niecierpiącą zwłoki – mówił niemal mechanicznie, jakby uczył się tych słów od wielu dni. – W mojej wiosce nie dzieje się najlepiej. Pola, zamiast budzić się do życia, umierają. Bydło pada jak muchy i nie wiemy, jak temu zaradzić. Sądzimy… - zawahał się przez chwilę, jednak nie oderwał wzroku od podłoża. – Sądzimy, że to może mieć coś wspólnego z magią.
Altamir spojrzał na rolnika z zaciekawieniem. Mało kto odważył się jawnie wspominać o, jak to mówili tavallańczyny, siłach nadprzyrodzonych.
Nastała cisza. Dopiero ludzie, którym udało się usłyszeć słowa mężczyzny zaczęli szeptać coś między sobą.
– Spokojnie – rzekł król podnosząc się z siedziska. Spojrzał pobłażliwie ma klęczącego mężczyznę. – Magia wyrządziła w naszym kraju wiele szkód, postaram się, aby nie miała ona wpływu na nasze zbiory!
Rolnik oderwał wzrok od podestu i spojrzał na Tristana pełnym nadziei wzrokiem.
– Król mi wierzy? – zapytał, jakby nam nie mógł zrozumieć sensu słów władcy.
Ten uśmiechnął się do niego łagodnie.
– Oczywiście. Ile to już razy nasz lud musiał zmagać się z tą nikczemną mocą? To nie może trwać wiecznie. A teraz odejdź, dobry człowieku. Obiecuję, że zrobię, co w mojej mocy, by twoja wioska nie musiała się więcej borykać w takimi problemami.
Ludzie zaczęli wiwatować na cześć władcy, wyrażając swoją całkowitą aprobatę dla jego słów. Altamir jedynie wcisnął się jeszcze bardziej w swoje siedzisko zagryzł zęby i zacisnął pięści, czując jak paznokcie wbijają mu się w dłonie.
Po prośbie rolnika ludzie przestali się krępować i otwarcie mówili o swoich podejrzeniach na temat rozprzestrzeniającej się po kraju złej magii. Altamir starał się ich nie słuchać, jednak było to silniejsze od niego.
Nie mógł znieść tych wszystkich oskarżeń, aż w końcu, po którejś już prośbie tego samego rodzaju, nie wytrzymał. Cała sytuacja przerosła jego możliwości i gniew, który tłumił w sobie od wystąpienia pierwszego rolnika, dał się we znaki.
– To nie jest magia! – krzyknął.
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że stoi na środku podestu, a słowa, które przed chwilą usłyszał wydobyły się z jego ust. Przemowy, jakie do tej pory układał w głowie, piękne zdania i obietnice, wszystko to przepadło w jednej chwili, a książę nie potrafił już zatrzymać potoku słów.
– Wasze problemy w gospodarstwach nie mają nic wspólnego z magią! Na świecie panują epidemie, choroby i gorsze lata, w których zbiory są mniejsze. To normalne! Jesteście zamknięci w swoim kraju i żyjecie w odosobnieniu, bo boicie się magii, która wcale nie musi być straszna. I nie jest. Istnieje dobra magia, po którą nie chcecie sięgnąć, ponieważ od wieków wpajano wam, że czary to źródło wszelkiego zła i należy się ich wystrzegać. To nie jest prawda!
Przez chwilę wszyscy zebrani na placu ludzie stali w ciszy przyglądając się młodemu księciu. Altamir również się nie poruszył, sam był zaskoczony własnymi słowami. Czekał na jakąś reakcję, jednak nikt nie miał odwagi się odezwać. Chciał już wrócić na swoje miejsce, kiedy jakiś starszy mężczyzna stojący niedaleko podestu zapytał:
– A Kościste Góry? – Po zebranych przetoczył się pomruk aprobaty.
Altamir otworzył usta, żeby coś odpowiedzieć, jednak nie zdążył wydusić z siebie ani słowa, ponieważ ludzie w jednej chwili zaczęli zadać pytania przekrzykując się między sobą.
Chłopak poczuł czyjąś rękę na ramieniu. Odwrócił się i spostrzegł, że stoi przy nim jego ojciec. Tristan odepchnął syna na bok; książę jeszcze nigdy nie widział, żeby król był aż tak wściekły.
Wtedy dotarło do niego, co tak naprawdę zrobił.

6 komentarzy:

  1. Twoje opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu. Smoki, fantastyczne krainy... Pomysł na historię jest świetny, opisy są takie żywe i realne, Altamir od razu mi się spodobał. To dobrze wykreowana postać. Końcówka zachęca do dalszego czytania, więc z niecierpliwością będę oczekiwać kolejnego rozdziału. Chętnie przeczytam.
    Życze dalszej weny w tworzeniu tego cuda i zapraszam także do siebie na ogien-i-lod.blogspot.com - może Ci się spodoba. Pozdrawiam i owocnego pisania :)
    p.s Nie widzę rubryczki z obserwatorami więc proszę powiadom mnie o nowym rozdziale. Z góry dzięki. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle miłych słów <3 Dziękuję! To zawsze podnosi mnie na duchu :)
      Cieszę się, że postać Altamira przypadła Ci do gustu. Szczerze powiedziawszy mam wrażenie, że cały czas mu czegoś brakuje, ale pracuję nad tym.
      O, tak, wena się przyda, bo jak na razie to nigdzie jej nie widać, więc z kolejnym rozdziałem też pewnie będzie kiepsko, jednak jak tylko się pojawi, to na pewno Cię poinformuję.

      Usuń
  2. Powinnam przeprosić za to, że już jakiś czas temu zajrzałam tutaj, zaczęłam czytać i przerwałam w połowie, bo senność mnie dopadła. Nie z Twojej winy. Raczej moja bezsenność i buszowanie po sieci w późnych godzinach. Potem zawsze znalazło się coś, co odciągało mnie od skupienia się na Twoim świecie. Dzisiaj jednak postanowiłam nieco odpocząć od wszystkiego i z przyjemnością oddałam się lekturze.
    Jak wyczytałam, Trwałość pamięci to prequel twojej autorskiej powieści. Gratuluję wytrwałości. Sama mam masę zeszytów zapisanych pomysłami na własną opowieść high fantasy. Uwielbiam ten gatunek, bo daje cudowne pole do popisu, ale jednocześnie potrafi spędzić sen z powiek.
    Wracając do opowiadania.
    Napotkałam kilka błędów. Miałam je wszystkie wypisać, ale z drugiej strony nie chcę nimi zawalać komentarza, więc powiem tyle, że lepiej przeczytaj któregoś dnia pierwszy rozdział na spokojnie. Jest kilka literówek typu "Co tak naprawdę dzieło ich obaj, pozostawało już tylko kwestią dworskich plotek.

    A teraz czas na treść. Nie mam sporych wymagań do autorów-amatorów. Sama jestem jednych z nich i wiem, że tego typu publikowanie swojej twórczości szlifuje warsztat twórcy. U Ciebie brakuje mi czegoś. Głównie w dialogach, ale w narracji również. Pewnej naturalności. Podczas kłótnia Altamira z ojcem poczułam niedosyt. Być może efekt zamierzony, aczkolwiek było to dla mnie zbyt sztuczne. Zero emocji, chociaż wspomniałaś o odczuciach władcy. Podejrzewam jednak, że być może to moja wina. :D
    Podoba mi się idea smoków. Ogólnie to moje ulubione stworzenia, które kocham w utworach fantasy, więc stawiam ogromny plus.
    Sama koncepcja jest ciekawa, więc kiełkuje we mnie nadzieja, że wyciągniesz z niej jak najwięcej, bo masz potencjał. Czyta się lekko. Przechodzisz z wątku do wątku w naturalny sposób, przez co człowiek nie gubi się podczas czytania, zastanawiając się przez kilka minut o co chodzi.
    A na koniec fabuła. Przez moment, pod koniec drugiego rozdziału, myślałam, że wściekły Altamir nie wytrzyma i użyje mocy na oczach tłumu. Trochę się rozczarowałam pokojowym rozwiązaniem sprawy. :(
    Moją ulubioną postacią jest... Archi. Uwielbiam zadziorny charakterek, a ten wierzchowiec jest taką perełką. Jeszcze dodałabym brata naszego głównego bohatera, ale potrzebuję więcej informacji na temat łucznika, aby mieć pewność co do swojego osądu. :D
    To byłoby na tyle. Chyba. Jeszcze raz przepraszam za zwlekanie z komentarzem.
    Życzę przypływu weny i czekam na dalsze losy Altamira.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej późno niż wcale. A na pewno lepiej, kiedy komentarz więc w pełni konstruktywny, więc ja tam nie zarzekam ;)
      Mam problem z literówkami i powtórzeniami, których nadal jest tu od groma. Cóż, wypadałoby się w końcu za nie zabrać.
      Co do rozmów Altamira z ojcem wrażenie jak najbardziej słuszne. Nie potrafię stworzyć między nimi naturalnej relacji. Wiem, że wypada to sztucznie i staram się nad tym pracować, ale bez widocznych rezultatów. Na szczęście nie będzie ich już dużo. W każdym razie, w wersji końcowej, to będzie jedna z pierwszych rzeczy, które solidnie poprawię.
      Zmartwię Cię, bo tu raczej smoków nie będzie :( Ewentualnie kilka wzmianek o nich, bo są one zarezerwowane na historię właściwą.
      Spokojnie, Altamir pokaże jeszcze, co potrafi, ale jakby to zrobił teraz, to nie byłoby całej zabawy xD
      Dobrze, że chociaż jakiś „bohater” przypadł Ci do gustu. Bardzo chcę by Archibald stał się kimś więcej, niż tylko środkiem transportu. Żeby był trochę jak R2-D2 z Gwiezdnych Wojen, o!
      Cieszę się, że odbiór mojej pisaniny ogólnie jest raczej pozytywny. I jeszcze raz bardzo dziękuję za opinię! :)

      Usuń
  3. Uch, a ja jestem ostatnia. Nie mam nic na swoją obronę. Niestety, od jakiegoś czasu czytanie idzie mi kiepsko, ale lato się kończy, więc mam więcej czasu.

    Po pierwsze, podziwiam Cię za długość rozdziału! Mnie dawno nie udało się tyle napisać. Fajnie, że pokazałaś nam trochę historii Tavalli, dzięki temu wiemy, dlaczego jej mieszkańcy są tak wrogo nastawieni do magii. Trzeba ich zrozumieć - z czasem, gdy wiedza o przeszłości zanika, zostaje tylko strach przed tym, czego się nie zna, a czego obawiali się przodkowie. Taki strach to bardzo groźna rzecz. Z czasem narasta, przeradzając się w nienawiść. Altamir, który rozumie magię i kocha ją, nie potrafi jednak tego pojąć. Dla niego magia jest czymś dobrym, bo ojciec nie wychował go w strachu przed nią, zamiast tego dając nauczyciela pomagającego ją pokochać. Myślę, że nie tylko Altamir popełnił tutaj błąd - ojciec wymaga od niego, żeby był jego godnym następcą, ale nie chce zrozumieć myślenia syna. Przez to nie mogą dojść do porozumienia, a Altamir nie umie właściwie wypełniać swoich obowiązków. To naprawdę smutne.

    Altamir jest bardzo porywczym typem. Przypomina mi nieco mojego Dracona (nie z "Kronik", tylko z mojego ff potterowskiego). Czasem mówi coś szybciej, niż pomyśli, chce wytłumaczyć, właściwie chce dobrze, ale zapomina, że piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami. Czasem dobre chęci nie wystarczają. Mam nadzieję, że królowi uda się uspokoić lud. Choć przypuszczam, że to nie będzie łatwe.

    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się twoje opowiadanie, szkoda, że zostało porzucone...
    Chciałam zaprosić do moich opowiadań, może któreś ci się spodoba.
    wadazagency.blogspot.com
    opowiadanie-demona.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń