środa, 5 marca 2014

Rozdział 1: Kościste Góry

Altamir ukląkł na ziemi biorąc w garść nieco piasku, a następnie lekko przesypał go między palcami. Jego wilgotna struktura oraz woń przywiana z zachodu mówiły mu, że był już bliski osiągnięcia swego celu. Klęczał jeszcze przez chwilę wpatrując się w rozciągające się bez końca zielone równiny, zwieńczone jedynie paroma niewysokimi pagórkami. Gdzieniegdzie leżał powoli topniejący śnieg, który uchował się jeszcze przed promieniami wiosennego słońca.
– To bardzo dziwne – mruknął do siebie. – Za około trzydzieści staj powinniśmy dotrzeć na miejsce, lecz przecież tu niczego nie ma.
Lekko podirytowany zaczął zastanawiać się, czy aby na pewno obrał właściwą drogę. Problem polegał na tym, że wszystkie ślady wskazywały, iż się nie pomylił.
Westchnął, po czym przystawił głowę do podłoża, nadsłuchując. Delikatnie położył dłoń na ziemi szepcząc zaklęcie. Po chwili blade światło pojawiło się ponad trawą, rozprzestrzeniając się po okolicy. Zniknęło błyskawicznie w momencie, kiedy chłopak odciągnął rękę od gruntu.
Gdy wiedział już dostatecznie dużo, dźwignął się gwałtownie na równe nogi otrzepując spodnie, a następnie spojrzał na swego konia, który czekał spokojnie nieopodal.
– No, Archibaldzie, miałem rację – powiedział, uśmiechając się przy tym triumfalnie. – Ktoś za nami jedzie. I chyba nawet domyślam się, kto. Będziemy musieli przyspieszyć tempa. Przy odrobinie szczęścia dotrzemy na miejsce przed zmrokiem.
Czarny jak smoła wierzchowiec zarżał wesoło, gotowy do dalszej podróży. Altamir uśmiechnął się w duchu na myśl, jak oddanego zyskał towarzysza. Często prowadził pogawędki ze swoim koniem, którego traktował jak nieodzownego kompana wszelkich podróży.
Powiadano, że był to najszybszy i najbardziej wytrzymał wierzchowiec w Amaras, o ile nie w całej Tavalli. Jednak chłopak cenił go za wierność i zrozumienie, które, miał wrażenie, otrzymywał za każdym razem, kiedy robił to, co nikomu się później nie podobało.
– Daj z siebie wszystko – wyszeptał mu do ucha.
Następnie włożył nogę w strzemię i energicznie wspiął się na Archibalda, niemal natychmiast zmuszając go do galopu.

Dzień miał się już ku końcowi, a niebo z każdą chwilą robiło się coraz ciemniejsze. Z zachodu płynęły chmury gnane silnym wiatrem, który niósł ze sobą woń zwiastującą nadejście burzy. Niespodziewanie nad wzgórzami zaczęła unosić się gęstniejąca mgła, zupełnie przysłaniając widoczność.
Altamir z trudem zdołał dostrzec, że wjechał do doliny, która jakby nagle wyłoniła się z pomiędzy pagórków, zwężając się w długi wąwóz objęty dwoma ciemnymi ramionami gór.
Była to Mroczna Przełęcz, w samym sercu Kościstych Gór - dzikiego, niezbadanego łańcucha górskiego, oddzielającego Tavallę od Bezkresnych Pustkowi.
Miejscowe historie głosiły, że zamieszkują tam dziwne, pokraczne stworzenia, a same góry owładnęła czarna magia, która mąciła umysł i doprowadzała ludzi do szaleństwa. Od wielu lat żaden śmiałek o zdrowych zmysłach nie zapuszczał się samotnie w te okolice.
Chłopak nie przejmował się opowieściami bajarzy, którzy uwielbiali koloryzować swoje niestworzone historie. Nie był jednak na tyle głupi, by zupełnie ignorować ich przestrogi. Doskonale zdawał sobie sprawę, że znajdował się w jednym z najniebezpieczniejszych miejsc w całym królestwie, dlatego też wiedział, że musi zachować szczególną ostrożność.
Pierwsza błyskawica rozświetliła niebo, a chwilę później zahuczał potężny grzmot. Przerażony Archibald stanął dęba i Altamir ledwo utrzymał się w siodle.
– Już dobrze Archie, wszystko w porządku – szeptał młodzieniec, głaszcząc konia uspakajająco po boku.
Burza rozszalała się na dobre, dając popis niesamowitych błysków oraz zatrważających dźwięków, jakby grała przeraźliwą melodię. Wtórował jej wiatr, który przedostawał się pomiędzy wyrwy w ścianach, wydając z siebie cichy gwizd.
Za sprawą tych powiewów, mgła zaczęła się przerzedzać i Altamir ujrzał kawałek czarnej, wyboistej drogi. Widok ścieżki nie napawał jednak zbytnim optymizmem. Kamienie pokrywał mech, który zdawał się oddychać i pełzać powoli po ścianach. Gdzieniegdzie z wystających skał kapała bliżej niezidentyfikowana szara maź.
Chłopak powoli utwierdzał się w przekonaniu, że cała aura Mrocznego Wąwozu jest wyłącznie iluzją. Świadczyła o tym chociażby mgła, która pojawiła się nie wiadomo skąd, nie będąca z pewnością anomalią pogodową. Zresztą, może ludzie opowiadający o swoich doświadczeniach z Kościstymi Górami mieli rację co do czarnej magii. Sami z pewnością nie mogli wyczuć jej jawnego wpływu, lecz Altamir, jako wyszkolony mag, potrafił odróżnić rzeczywistość od złudzeń.
To by tłumaczyło, dlaczego jeszcze za dnia nie mogłem dostrzec nawet zarysu tych gór – myślał, co jakiś czas gorączkowo rozglądając się wokół.
Odruchowo położył dłoń na rękojeści miecza. Kto wie, co mogło czaić się w ciemnościach. Zresztą, nikt nigdy dokładnie nie opisał tych mrożących krew w żyłach stworzeń, o których tyle mówiono. Podobno atakowały znienacka, miały ostre szpony i przerażające zębiska.
Altamir prychnął na wspomnienie opowieści szaleńców z karczmy. Według nich każde niebezpieczne zwierzę wyglądało, jakby przed chwilą wyszło z piekielnych czeluści. Nawet zwykły wygłodniały wilk.
Chłopak popędził Archibalda, który nie zważając na ponaglania swojego pana potrząsnął łbem na znak odmowy.
– Och, przestań! Jak nie będziemy się tak wlekli, to może szybciej stąd wyjedziemy.
Jednak wierzchowiec nie dał się przekonać, cały czas podążając własnym wolnym tempem.
W pewnym momencie chłopak usłyszał za sobą stukot spadających kamieni. Zatrzymał Archibalda, który natychmiast postawił uszy, nadsłuchując. Odwrócił się powoli, jednak we mgle, która nadal przysłaniała widoczność, nie dostrzegał niczego niepokojącego. Nie oznaczało to, że czuł się na tyle bezpieczny, aby ruszyć dalej. Odczekał jeszcze chwilę – nic się nie działo. Spojrzał na swego wierzchowca, ten jednak nie wyglądał na spokojnego. Nie mógł też tak stać i czekać, nie miał przecież całej wieczności, dlatego też postanowił ruszyć dalej.
Altamir dopiero po chwili spostrzegł, że przez cały ten czas jego mięśnie były mocno napięte. Westchnął z irytacją. Nie mógł skakać jak mała dziewczynka, słysząc najdrobniejszy szmer.
Przyjechał tu tylko w jednym celu. Nie dla rzekomych kosztowności czy przygody. Chciał się znaleźć w miejscu, gdzie wszystko się zaczęło. Chciał zrozumieć. Miał nadzieję, że znajdzie tu jakieś odpowiedzi, bo to miejsce było jego ostatnią deską ratunku. Choć musiał przyznać, że osiąganie swoich postanowień na razie szło mu dość kiepsko, nie zamierzał w się poddawać.
W pewnym momencie Archibald stanął jak wryty, za nic w świecie nie chcąc ruszyć się z miejsca. 
– Cholera, Archie, to nie jest śmieszne. – Altamir starał się zmusić konia by ruszył dalej, jednak bez skutku.
Po paru próbach westchnął zrezygnowany, aż nagle do jego uszu zaczął dochodzić stukot końskich kopyt. Ktoś musiał być bardzo blisko, skoro udało mu się usłyszeć ten dźwięk pośród szalejącej burzy.
Wąwóz był na tyle szeroki, że Archibald mógł spokojnie odwrócić się w stronę nadjeżdżającego nieproszonego gościa. Chłopak wyciągnął miecz z pochwy, aby być w każdej chwili przygotowany na konfrontację.
Nagle z mgły wyłoniła się sylwetka jeźdźca, która z każdą chwilą stawała się coraz wyraźniejsza. W końcu Altamir dostrzegł gniadego wierzchowca, na którym siedział smukły mężczyzna o długich blond włosach. Na plecach miał łuk oraz kołczan pełen strzał.
– Ryanth – warknął chłopak chowając oręż. – Myślałem, że dasz sobie spokój na wzgórzach.
Jeździec podjechał bliżej, a na jego twarzy zagościł promienny uśmiech.
– Może na początek jakieś „dzień dobry”, bracie?
Altamir zignorował zaczepkę i nachmurzył się jeszcze bardziej. No tak, dlaczego od razu na to nie wpadł? Jego brat śledził go przez całą drogę, mógł domyśleć się, że będzie na tyle głupi, by podążyć za nim aż do Mrocznej Przełęczy.
– Po co za mną jedziesz? Jeśli przysłał cię ojciec, to możesz mu powiedzieć, że…
– On o niczym nie wie – przerwał mu pospiesznie łucznik. – Choć pewnie odchodzi teraz od zmysłów. Ja staram się jedynie odwieść cię od zrobienia czegoś głupiego.
– W takim razie trochę się spóźniłeś – wycedził przez zęby.
Ryanth przytaknął mu wesoło, ani trochę nie przejmując się tonem brata.
– Teraz pilnuję tylko, byś od tej głupoty nie zginął.
– Nie trzeba. Umiem sobie sam poradzić – warknął Altamir chcąc zawrócić konia.
– Jesteś tego taki pewien? – Łucznik uniósł jedną brew, a jego wzrok przeniósł się na mroczną ścieżkę.
Chłopak westchnął zrezygnowany. Przez chwilę nawet chciał się zaśmiać. Bo do czego to doszło, że jego młodszy brat przemawia mu do rozumu, który on najpewniej stracił na samym początku wyprawy. 
Jednak nadal był wściekły. Nie po to wymykał się z domu samotnie, aby teraz mieć towarzystwo. Gdyby chciał sobie z kimś pogawędzić w Mrocznej Przełęczy, na pewno poinformowałby o tym Ryantha. 
Wiedział, że łucznik z pewnością nie dałby się tak łatwo zabić. Chłopak nie martwił się, że będzie musiał pilnować brata. Jednak tu chodziło o coś więcej niż zwykle. Altamir nie pojechał w Kościste Góry po to, aby po raz kolejny sprzeciwić się ojcu. A o tym nie mógł nikomu powiedzieć. Przynajmniej nie w tej chwili.
Z drugiej strony, nie sądził, że wyprawianie się samotnie do Mrocznej Przełęczy będzie takie… przytłaczające. Tak, to chyba było odpowiednie określenie. Cała ta atmosfera oraz mistyczna mgła nie wynikały  z takiego, a nie innego klimatu. Budowały coraz większe napięcie i wzmagały ostrożność chłopaka. Nad górami ciążyła mroczna magia, a oni razem mogli sobie z tym w pewnym stopniu poradzić. W końcu Ryanth nie był też do końca… normalny.
Altamir otworzył usta by coś powiedzieć, gdy nagle potężna błyskawica przeszyła niebo, a wraz z towarzyszącym jej hukiem do ich uszu zaczął dochodzić jeszcze jeden dźwięk. Charczenie, które z każdą chwilą stawało się coraz intensywniejsze, już nie mogło przypominać zdradzieckiego wiatru. Coś się do nich zbliżało. Coś dużego i niebezpiecznego. Bracia spojrzeli na siebie porozumiewawczo, po czym wyciągnęli broń czekając cierpliwie w pełnej gotowości.
Podejrzane dźwięki z każdą chwilą przybierały na sile. W końcu z mgły zaczęły wyłaniać się szare, zgarbione sylwetki. Kreatury zbliżały się powoli, a z ich pysków ciekła ślina w postaci równie szarej mazi. Mogłyby uchodzić za ludzi, gdyby nie wystające i pożółkłe kły oraz długie, ostre szpony.
Może ludzie w karczmach wcale nie przesadzali – pomyślał Altamir.
– Nadal jesteś pewien, że umiesz sobie sam poradzić? – zapytał dość spokojnie Ryanth naciągając łuk.
Altamir spojrzał na niego wymownie, rozglądając się wokół. Stworzenia były wszędzie. Schodziły ze skał, pełzały po ziemi i wychodziły z nor, których przedtem chłopak nawet nie zauważył.
– Może tym razem mała pomoc nie zaszkodzi – odpowiedział, po czym zsiadł z konia i zamachnął się swoim jednoręcznym mieczem, odpierając atak pierwszego napastnika, w efekcie odcinając mu głowę.
Archibald na widok przerażających stworzeń stanął dęba, tratując przy okazji kilka z nich. Koń Ryantha zaczął się szarpać i rżeć gniewnie. Przeciwników było tak dużo, że nawet szalona szarża z powrotem nie dałaby żadnego rezultatu. Tylko jak tu walczyć z wrogiem, który otacza cię ze wszystkich stron?
Altamir dał znak bratu, aby ten również zszedł, po czym pstryknął palcami, wypuszczając niebieską wiązkę światła, która popłynęła do obu wierzchowców, uspokajając je momentalnie. Mieli przynajmniej jeden problem z głowy. Z pewnością nie udałoby im się opanować koni na tyle szybko, by przy okazji samemu nie zginąć.
Choć przeciwników przybywało z każdą chwilą, okazało się, że stworzenia nie posiadały żadnego pancerza, przez co z łatwością można było je eliminować. Po ciosie zadanym mieczem lub celnym strzale kreatury padały jak muchy, a ich ciała rozpływały się, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Nie wystarczało to jednak, aby bracia mogli sami sobie poradzić z tak licznym wrogiem. Obydwaj powoli zaczęli rozumieć, że sytuacja robiła się coraz bardziej beznadziejna.
Altamir nie miał zamiaru umrzeć w wąwozie stając się kolejną ofiarą Kościstych Gór. Rozejrzał się dookoła. Ryanth całkiem nieźle sobie radził, lecz to nie mogło trwać w nieskończoność. Musiał coś zrobić i chyba nawet miał plan.
– Osłaniaj mnie – krzyknął w stronę brata. Łucznik spojrzał na niego bez zrozumienia, jednak nie chciał się z nim kłócić. Miał nadzieję, że Altamir wie, co robi.
Chłopak kucnął na ziemi chowając miecz. Usłyszał tylko, jak strzała przeszyła powietrze tuż nad jego głową i powaliła kolejną kreaturę, która chciała się na niego rzucić.
Bez zbędnego ociągania się wysunął ręce przed siebie szepcząc zaklęcie, całą uwagę skupiając na jasnej kuli, która powoli formowała się na jego dłoniach. Magia rozrastała się z każdą chwilą, aż w końcu mag dźwignął się na nogi, cały czas mając wzrok utkwiony w zaklęciu.
Kiedy kula światła była wystarczająco duża, Altamir wyszczerzył zęby w triumfalnym uśmiechu, po czym zamknął oczy i błyskawicznie klasnął w dłonie.
Nagle cały wąwóz okryła biel. Moc była tak potężna, że odrzuciła chłopaka w tył. Mag poczuł, jak opuszczają go siły. Wykorzystał niemal całą energię, jaką posiadał i nie pozostawało mu teraz nic innego, jak tylko czekać, czy jego plan się powiedzie.
Nikt nie wiedział, co tak do końca się stało, ale po chwili było już po wszystkim. Altamir nieco się otrząsnął otwierając oczy, po czym powoli dźwignął się na nogi rozglądając się dookoła.
Ryanth podszedł do brata prowadząc oba konie. Przez chwilę stali w osłupieniu. Znajdowali się na rozciągającej się we wszystkie strony równinie. Stworzenia zniknęły, a wraz z nimi Mroczna Przełęcz i całe Kościste Góry. Burza ustała; zamiast ciemnych, granatowych chmur, na niebie lśniły setki gwiazd, a księżyc w pełni nieco rozświetlał nocny krajobraz.
– Jak to możliwe? – wyszeptał Ryanth przenosząc wzrok na brata.
– Nie mam pojęcia – odpowiedział Altamir patrząc w dal i nie mogąc wyjść ze zdumienia.
W końcu odwrócił się w stronę łucznika, a jego granatowe oczy rozbłysły radośnie.
– Udało się – rozpromienił się chłopak.
Jasnowłosy chłopak również się uśmiechnął.
Praktycznie było już po nich, a jednak żyli i mieli się całkiem nie najgorzej. Ryanth nie miał zamiaru o nic pytać. Przynajmniej nie teraz, choć słowa same cisnęły mu się na język. Altamir i tak nie odpowiedziałby na jego pytania. Tę noc spędzą pod gołym niebem, tu, pomiędzy pagórkami. A jutro wyruszą w stronę Amaras, gdzie przyjdzie czas na tłumaczenia się. I to z pewnością nie będzie miła pogawędka.

W całej Tavalli nie znano piękniejszego zamku niż królewski dwór w Amaras. Ogromna majestatyczna budowla o alabastrowych kolumnach podtrzymujących wysokie kamienne łuki oraz ścianach z marmuru inkrustowanych jadeitem od wieków była dumą oraz chlubą tavallańczyków. Dookoła zamku bujnie rozrastały się ogrody z brukowanymi chodnikami oraz licznymi fontannami. Wszystko to skąpane w blasku popołudniowego słońca, mieniło się tysiącami kolorów zapierając dech w piersiach.
W jednej z obszernych komnat nerwowo przechadzał się wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna w średnim wieku. Jego wyniosłe, a zarazem poważne oblicze świadczyło o latach doświadczenia oraz wskazywały, jak ogromne brzemię nosił na swych barkach.
– Mam dość tego chłopaka! Jest niezdyscyplinowany i nieposłuszny. Jak tylko wróci przemówię mu do rozumu – zagrzmiał zdenerwowany nie przestając chodzić z jednego miejsca w drugie.
– Nie rozumiem, Tristanie, dlaczego tak bardzo się o niego martwisz – odrzekła łagodnie kobieta siedząca w fotelu w rogu komnaty.
Była to piękna dama o długich, złocistych włosach oraz delikatnych rysach twarzy. Miała duże, szafirowe oczy, którymi wodziła za mężczyzną.
– Jest prawie dorosły i świetnie wyszkolony.
– Ale ty niczego nie pojmujesz, kochanie! – powiedział żałosnym tonem. – On pojechał w stronę Kościstych Gór. A dobrze wiesz, że jego bezmyślna brawura nigdy nie przynosi nam niczego dobrego.
Po twarzy kobiety przemknął cień, jednak szybko na powrót uśmiechnęła się do swego męża. Wstała i podeszła do Tristana i lekko dotknęła jego ramienia.
– To już nie jest dziecko i musisz o tym pamiętać. Możesz dać mu reprymendę, kiedy wróci, lecz teraz się nie bój. Na pewno sobie poradzi. Tym bardziej, że Ryanth pojechał za nim.
Mężczyzna westchnął obejmując swoją żonę, po czym rzekł:
– Jestem już zmęczony życiem, Luin, a on jest moją jedyną nadzieją.
Po chwili Tristan kątem oka spostrzegł przez okno, że coś się dzieje przy bramie. Zerwał się gwałtownie, aby podejść bliżej. Kiedy ujrzał dwie sylwetki na koniach zacisnął ręce w pięści, co nie uszło uwadze jego małżonki.
Jednak gdy król odwrócił się w jej stronę, a jego oczy płonęły furią mieszającą się z odrobiną ulgi, wiedziała, że nie ma co się z nim spierać. Ostatecznie wygrało pierwsze uczucie i mężczyzna bez słowa, bo też nie trzeba było już nic więcej mówić, niemal wybiegł z komnaty.

Tristan stanął w drzwiach prowadzących na dziedziniec. Mężczyzna odszukał wzrokiem swoich synów, którzy stali przy bramie rozmawiając ze stajennym. Jego oczy płonęły wściekłością, którą dało się wyczuć na mile, a postawa jaką przybrał wskazywała na to, że należy się trzymać od władcy jak najdalej.
– No, to się zacznie – mruknął cicho ciemnowłosy chłopak, tak, aby tylko łucznik mógł go usłyszeć.
– Altamir! – Głos króla poniósł się po całym dziedzińcu.
Ludzie krzątający się w okolicy na widok zdenerwowanego władcy zaczęli się szybko ulatniać. To samo uczynił Ryanth, uśmiechając się do brata z rozbawieniem. Ten posłał mu jedynie mordercze spojrzenie, po czym przewrócił oczami i zaczął iść w stronę ojca. Po chwili obydwaj zniknęli w głębi zamku.
Cały dwór wiedział o napiętych relacjach ojca z synem, lecz nikt nie miał pojęcia, o co tak dokładnie kłócą się przez cały czas. Król trzymał księcia krótko i wychowywał go twardą ręką. Wśród służby narastały liczne plotki. Szeptano, że władca nieco przesadza. Nikt jednak nie miał śmiałości mówić o tym otwarcie. Sam król zapewne również o pogłoskach nie miał pojęcia, a jeżeli nawet wiedział, udawał, że ich nie słyszy.
Tristan Hatarian był dobrym władcą, sprawiedliwym i łagodnym dla swoich poddanych. Budził należyty respekt, którego oczekiwano od człowieka rządzącego tak ogromnym państwem. Jednak zawsze znajdowali się przeciwnicy, którzy usilnie starali się znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Szukali go w synu króla, lecz nawet oni nie mogli wyłapać niczego niestosownego. Altamir był przykładnym księciem, nie miał na boku żadnej kurtyzany ani dzieci, był dobrze wykształcony i wyszkolony w zakresie broni białej. Co tak naprawdę dzieło ich obaj, pozostawało już tylko kwestią dworskich plotek.
– Jesteś niesubordynowanym gówniarzem! Nie będę tego dłużej tolerował – zagrzmiał król, kiedy obydwaj znaleźli się już w komnacie.
– Przecież nic się nie stało. Żyję. Jestem na tyle dorosły, że potrafię sobie poradzić.
– Och tak! Zauważyłem. – Tristan ściszył ton głosu, nachylając się nieco w jego stronę i warknął: – Całe królestwo widziało.
Altamir spojrzał na ojca bez zrozumienia. Dopiero po chwili go olśniło.
– Magia – szepnął chłopak. Chciał się uśmiechnąć, lecz powstrzymał się w samą porę.
– Coś ty zrobił?! Oszalałeś już do reszty! – krzyknął Tristan, powoli przestając nad sobą panować. – Nie wolno ci! W przyszłości masz zostać królem, a to do czegoś zobowiązuje, mój chłopcze. 
Altamir nie mógł się dłużej powstrzymywać. Był już w odpowiednim wieku, aby samemu decydować, co mu wolno, a czego nie.
– Tobie się tak wydaje! Traktujesz mnie jak jakiegoś więźnia, bo boisz się, że brudna tajemnica, którą skrywasz od tylu lat, wyjdzie na jaw. To, że jestem magiem, nie oznacza, że masz mnie trzymać pod kluczem jak złoczyńcę.
Po tych słowa chłopak odwrócił się na pięcie i nie zwracając uwagi na krzyki ojca, wyszedł z komnaty trzaskając drzwiami.
Chciał wrzeszczeć z wściekłości. Miał dość ograniczeń, nakazów i powtarzania mu, że jest następcą tronu. Mag i do tego książę. Istna farsa. Gdyby tylko ktoś w Tavalli się o tym dowiedział, wyśmiałby go, nie wierząc w ani jedno słowo albo od razu wygnał z kraju.

37 komentarzy:

  1. Pierwsza!
    Do wieczora pojawi się tutaj stosownie długi komentarz, na razie rezerwuję sobie miejscówkę ^o^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja czekam (nie)cierpliwie aż mnie sprowadzisz na ziemię xD

      Usuń
    2. Na początku chcę bardzo Cię przeprosić za prawie miesięczną zwłokę. Po napisaniu pierwszego komentarza okazało się, że przez najbliższe dni nie miałam albo dostępu do komputera, albo chwili, żeby usiąść na dupie. A później po prostu zapomniałam i teraz strasznie mi głupio, ale jak to mówią, lepiej późno niż wcale.

      Nad gramatyczną częścią nie będę się przesadnie rozwodzić, gdyż widzę, że błędy interpunkcyjne wskazali Ci już inni czytelnicy. Co prawda widzę ich jeszcze sporo, ale nie jestem pewna czy to ich niedopatrzenie, czy Twoje lenistwo :P Tak więc skupię się tylko na tym, co mnie najbardziej razi w oczy. Nie mogę niestety kopiować fragmentów, gdyż piszę z telefonu.

      Ziemia to nie piasek, nie można używać tych słów zamiennie. Piasek powstał wskutek kruszenia skał, jest więc raczej skalnym pyłem. Natomiast gleba to coś zupełnie innego. Oprócz tego - gdy jest mokra, nie można przesypać jej między palcami.

      W górach pogoda potrafi zmienić się w ciągu zaledwie kilku minut. Rządzi się również własnymi prawami, niezależnymi od pogody "zewnętrznej". Nie jest więc niczym dziwnym, że w takim rejonie mgła pojawiła się nagle i równie nagle zniknęła.

      Gdy zbiera się na burzę, wiatr jest ciepły, a powietrze duszne. Odwrotnie, gdy ma nadejść deszcz.

      "postawił uszy, nadsłuchując" - nasłuchując.

      "nie zamierzał w się poddawać" - literówka.

      "Altamir starał się zmusić konia by ruszył dalej" - potrzebny przecinek przed "by", ponieważ mamy tu dwa orzeczenia, co tworzy nam zdanie główne oraz dopełnienie.

      Zabawne, że piszesz o "szalejącej burzy", kiedy z nieba nie spadła jeszcze ani kropla. Pioruny i błyskawice były jak dotychczas jedynie zapowiedzią.

      Długie łuki przeszkadzały w czasie jazdy konnej, kiedy jeździec miał takowy na plecach, dlatego przymocowywano je do siodeł. Służyło to również szybszemu sięganiu po broń, gdyż w trakcie jazdy nie było czasu ani możliwości na ściągnięcie jej z pleców. Nie mówiąc o tym, że często blokowała się na kołczanie.

      Rozmywające się w powietrzu kreatury przypomniały mi ostatnie opowiadanie z książki "Ani słowa prawdy:, gdzie od prawie dwóch tysięcy lat wiedźmiarze walczyli z istotami stworzonymi z czystej magii (istoty te rozwiewały się w momencie śmierci).

      Mag uśmiechnął się triumfalnie, używając całej swojej mocy. Myślę, że miałby raczej skupiony, a jednocześnie niezwykle zmęczony wyraz twarzy. W końcu za jednym zamachem wyczerpał swoje baterie, że tak się wyrażę.

      "tavallańczyków" - jeśli Tavalla to państwo, nazwa jej mieszkańców winna być zapisana wielką literą.

      Nie rozumiem, dlaczego matka nie obawiała się o swego syna, skoro wyruszył on w tak niebezpieczną podróż.
      Rozmowa ojca z synem wydała mi się dość sztuczna, sztywna. W dodatku Altamir wykrzyczał na głos największą tajemnicę rodziny. Niby spowodował magiczny rozbłysk, który ponoć widziało całe królestwo, ale nikt tak naprawdę nie mógł wiedzieć, kto ów wybuch spowodował. A służba pewnie podsłuchiwała...

      Rozdział bardzo krótki, niewiele wiemy o głównym bohaterze, ale jego relacje z ojcem i bratem w niewielkim stopniu przybliżają nas do poznania postaci.
      Na koniec zwrócę jeszcze uwagę na nienaturalną reakcję braci po magicznym wybuchu. Nie byli ani trochę zdezorientowani, przestrzeni, zszokowani? Po czymś takim układają się do snu pod gołym niebem - ale co z burzą?

      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Oczywiście, że lepiej późno niż wcale tym bardziej, że przychodzisz z dużą ilością krytyki <3 (jak ktoś mi wytyka błędy to zawsze mam więcej chęci do pisania, nie wiem czemu xD).
      Teraz to już sama nie wiem jak to jest z tą moją gramatyką w tym rozdziale, bo go poprawiałam i poprawiałam, a potem blogspot zaczął szaleć i mój komputer też. Myślałam, że jednak udało mi się wszystko poprawić, jak widać muszę to przejrzeć szczegółowo jeszcze raz.
      Mi się większość tego rozdziału wydaje strasznie sztuczna i dziwię się, że nikt do tej pory nie zwrócił na to uwagi. Myślałam, że to tylko moje odczucie. Długo zastanawiałam się w jaki sposób powinnam to zmienić, jednak nie mogłam nic sensownego wymyślić, a że nie chciałam się zatrzymywać w jednym punkcie, stwierdziłam, że opublikuję to tak. Inaczej nigdy bym tego nie skończyła.
      Dziękuję bardzo za wszystkie uwagi :) Postaram się do niech ustosunkować jak najszybciej.
      A nie mówiłam, że mnie sprowadzisz na ziemię? Mówiłam xD
      Również pozdrawiam!

      Usuń
    4. Miałam taki długi komentarz i wszystko poszło się... Durny telefon.

      Mnie też krytyka o wiele bardziej pomaga i motywuje. Nie jest to jednak niczym dziwnym. Jeśli ktoś poświęca swój czas, by dokładnie przeanalizować czyjś tekst, znaczy to, że jest chętny do pomocy i/lub lektura przypadła mu do gustu.

      Dziwne, że Twoja beta tego nie dostrzegła. Rozdział nie jest przesadnie obszerny, więc mogła lepiej mu się przyjrzeć. A może jeszcze nie oddałaś tekstu do sprawdzenia?

      Ja zazwyczaj odnoszę wrażenie, że to, co piszę, jest sztuczne i dziecinne. Jedziemy na jednym wozie :D

      Och, tak bardzo skupiłam się na błędach, iż zapomniałam pochwalić. Na ogół Twoje dialogi wypadają bardzo naturalnie. Szczególnie wypowiedzi Altamira w rozmowie z bratem przypadły mi do gustu, są niewymuszone. Jedynie ta kłótnia wyszła średnio, jak na mój gust. No i może ten okrzyk "Udało się nam", czy jakoś tak, jednak czego więcej można wymagać od człowieka po takich przeżyciach.

      Usuń
    5. To na pewno jest motywujące, ale zawsze myślałam, że to pochwały sprawiają, że chce Ci się pisać jeszcze bardziej. No w sumie, jakby się nad tym zastanowić, to jest pół na pół xD
      Oddałam, sprawdziła itd. Ja już sama nie wiem, o co chodzi. Nie jestem pewna, czy na pewno wszystko poprawiłam, nawet nie mam czasu do tego zajrzeć. Ostatnio pobijam w swoje rekordy w tym, jak długo mogę nie spać i idzie mi całkiem nieźle.
      Zaraz po dodaniu rozdziału i przeczytaniu go na blogu, stwierdziłam, że spieprzyłam końcówkę najbardziej w tego wszystkiego. Ale będę to wszystko poprawiać myślę, dopiero po napisaniu całości. Będziecie musieli z tym żyć (i ja także) xD
      Cieszę się, że relacja braci na ogół się wszystkim podoba, bardzo mi na tym zależy, żeby odpowiednio to poprowadzić, bo będzie ona miała duże znaczenie :)

      Usuń
  2. Pozwoliłam sobie wypisać to, co rzuciło mi się w oczy.
    "Altamir ukląkł na ziemi biorąc w garść nieco piasku, a następnie lekko przemielił go między palcami. Jej wilgotna struktura " - jeśli piasek, to jego, nie jej.
    Gdzieniegdzie piszemy razem
    Archabalda – poprzednio koń nazywał się Archibald
    "silnym wiatrem, który niósł ze sobą woń zwiastującą nadejście silnej burzy. " silny – powtórzenie
    "wydając z siebie ciszy warkot " - cichy
    "a oczom Altamira najpierw jedynie zarys wąwozu, " - cos się zgubiło. Oczom Altamira ukazał się?
    "wyłącznie zwykł iluzją " zwykłą, ale zostawiłabym "wyłącznie iluzją". Lepiej brzmi, poza tym dalej jest powtórzenie
    "będąca z pewnością zwykła anomalią " zgubił się ogonek, zwykłą
    "myślał gorączkowo rozglądając się wokół, co jakiś czas." - szyk, "myślał, co jakiś czas gorączkowo rozglądając się wokół."
    Zresztą też razem
    "mały ostre szpony " - miały
    "Coś się do nich zbliżał" – zbliżało
    "Oby dwoje powoli zaczęli rozumieć" znowu dzika spacja, obydwoje piszemy razem, a wtym przypadku – obydwaj, bo to faceci
    "cały czasu" cały czas
    "przez chwile " chwilę, zauważyłam że nagminnie gubisz ogonki
    "podeszła do Trisnana " - znowu imię się zmieniło, wcześniej był Tristan
    "Jestem już zmęczony życiem Luin " wnioskuje, że Luin to imię jego żony, więc przed nim powinien być przecinek.
    "mruknął ciszo " - cicho
    "znaleźć jakiś punktu zaczepienia " punkt
    "Żyje " żyjĘ. Co Ty tak nie lubisz tych biednych ogonków, nie wypisałam wszystkich, ale bardzo często o nich zapominasz

    Nie jest tego aż tak dużo, ale trochę się nazbierało. W większość to małe potknięcia, literówki, powtórzenia. Za przecinki się nie brałam, ale wydaje mi się, że w paru miejscach zaszalały. Ponowię propozycję, żebyś znalazła sobie betę - jeśli ja nie skupiając się za bardzo na błędach przy jednym czytaniu znalazłam tyle potknięć, to coś jest nie tak. Szkoda pogrzebać tekst pod masą takich pierdół, bo jest naprawdę dobry. Masz lekkie pióro, scena w wąwozie wyszła bardzo klimatycznie, niepokojąco. Na razie niewiele mogę powiedzieć o bohaterach, żaden jakoś bardzo się na razie nie wyróżnia, ale czekam na dalszy ich rozwój. Spodobała mi się relacja braci. Zastanawia mnie radość Altamira - rozumiem, też bym się cieszyła, że uszłam z życiem oczywiście, ale wcześniej twierdził, że to miejsce jest ostatnim, gdzie może się czegoś dowiedzieć - a z tego co widzę, nie dowiedział się niczego, a to znikło. A może się dowiedział? Hm, no nic, czekam na kolejne rozdziały, na razie jest ciekawie ale oby było lepiej pod kątem technicznym. Szkoda psuć historię literówkami, wiadomo że każdemu się jakaś zdarzy, ale u Ciebie jest ich naprawdę sporo. Jeśli nie umiesz znaleźć bety czytaj przed wysłaniem dwadzieścia razy, daj mamie/tacie/koleżance/koledze, im więcej osób sprawdzi, tym lepiej, zawsze coś wyłapią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie masz pojęcia jak się głupio czuję czytając to wszystko. Nie wiem już, czy się śmiać, czy płakać. Czytałam go na głos (i nie tylko) i ciągle coś tam poprawiałam, przez co końcówki zaczęły szaleć. Muszę nad tym jeszcze sporo popracować.
      Tak, zastanawiam się nad betą i jestem coraz bliższa podjęcia decyzji. Bo, jak widać, sama tego nie ogarnę.
      Postanowiłam zostawić te wszystkie kwestie: co, jak i dlaczego, na następny rozdział. Nie mogę powiedzieć czemu Altamir się ucieszył, ale to też na swoje uzasadnienie. Ciesze się, że ogólnie, poza tymi "małymi" błędami podobało się. Strasznie bałam się krytyki budowania scenerii i klimatu, ale skoro nie jest źle, to szaleje dalej xD
      Bardzo dziękuję za wytknięcie błędów :) Jak tak to sobie wszystko przeczytałam, to sama znalazłam jeszcze klika.
      O zgrozo! Co ja tu publikuję...

      Usuń
    2. No niestety, przy pisaniu trzeba mieć przede wszystkim cholernie dużo cierpliwości xD Sama czasem poprawiam jeden rozdział tyle razy, że już nie mogę na niego patrzeć, a i tak co nowa osoba przeczyta, to jeszcze coś znajdzie ;]
      Czekam na wyjaśnienia w takim razie :)

      Usuń
  3. Dziwki mnie, że bohater jest 'doświadczonym magiem' a nazywasz go 'chłopakiem' co oznacza, że ma do dwudziestu... pięciu lat powiedzmy. Ale masz tu jeszcze jeden błąd: piszesz o jego bracie, że jest n młodszy, a mimo to nazywasz go 'mężczyzną' przy jednoczesnym nazywaniu 'chłopakiem' Altamira. :?. Moim zdanie. mogłabyś coś tym zrobić, zamienić to nazewnictwo nie wiem...
    Po drugie: dziwaczne szaruchy, że je tak nazwę w ogóle nie rzucają się na konia który tratuje kilka z nich? Uchodzić mogłyby za ludzi, a mimo to tak łatwo tratuje je rumak?
    Miał już odpowiedzi wiek, aby sam decydować, co mu wolno, a czego nie. - masz tu literówkę.
    A i jeszcze: Po tych słowa chłopak odwrócił się na pięcie i nie zwracając uwagi na krzyki ojca, wyszedł z komnaty trzaskając drzwiami.- ze wcześniejszych zdań wynika, że zdarzenie miało miejsce na dziedzińcu, a nie w pomieszczeniu.
    Rozdział... jest krótki. Ciekawy ale krótki :C. A szkoda. Opisy bardzo dobrze ci wychodzą, choć, jak mówiłam, nieco się plątasz w tym co piszesz. Uważaj, żeby nie zrobić z Altamira Garego Stu!
    Zapraszam do siebie:
    melodie-kalfragoru.blogspot.com
    I to dobry pomysł znaleźć sobie betę. Ja mam i ma to same plusy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam problem, czy nazwać go chłopcem, czy mężczyzną. Ostatecznie zdecydowałam się na to pierwsze z kilku powodów, ale nie mogę iść jeszcze wyjawić. Różnica wiekowa między nimi nie jest jakoś specjalnie znacząca i Altamira też będę nazywać mężczyzną, tylko z pewnych względów muszę to ograniczyć.
      Bo stworki tylko, hmm, posturą przypominały ludzi, ogólnie były kruche i łatwo się je zabijało. To, czym były tak naprawdę okaże się w drugim rozdziale.
      Nie opisałam walki ze stworami tak dokładnie, ponieważ nie było to aż tak ważne. Chciałam dać tylko ogólny zarys.
      Napisałam, że obaj weszli do zamku, a potem znaleźli się w komnacie, może nie zauważyłaś ;)
      O, spokojnie. Altuś w żadnym stopniu nie przypomina idealnego bohatera. Może sam się za takiego bierze, ale to się zmieni. Tylko trzeba mu dać trochę czasu xD

      Usuń
    2. No to musiałam coś przeoczyć z tą komnatą. A co do 'Altusia' to po prostu wiem, jak łatwo w pewnych wypadkach popaść w przesadę.
      Widzę, że czytasz, dzięki :D.

      Usuń
    3. Jak tak się teraz nad tym zastanawiam, to rzeczywiście muszę uważać z tym jego charakterem. Nigdy nie pisałam opowiadania z mężczyzną/chłopakiem w roli głównej. A nie chcemy żeby Altamir był nadwrażliwy, czy coś. Jakby zaczęło się robić dziwnie, a ja bym tego nie zauważyła, to możesz mnie stopować w ckliwych opisach jego uczuć xD

      Usuń
    4. :D. Ja z kolei nie potrafiłabym jako głównej bohaterki osadzić typowo kobiecej postaci. Własnie takiej... bardzo uczuciowej osoby w stylu 'nie mam siew co ubrać, a całą szafę mam pełną' bo jako coś takiego w dzisiejszych czasach postrzegam typową 'kobiecość'. Wolę osoby albo silne i 'męskie' albo kobiece w klasyczny, seksowny sposób. Wiem, moja bohaterka jest kobietą, lecz(nie wiem czy się zorientowałaś, nie wiem na czym jesteś) jest lesbijką i najemniczką. Trudno było mi ją kreować, by nie wyszła mi z niej twarda suka i jednocześnie, by nie było tak, że pokazuje ona jaka jest niezależna i niekobieca, a tak naprawdę jest ckliwa i miękka. Sama, choć lubię czuć się kobietą, kupować stroje, chadzać na szpilkach i się malować, to jednocześnie staram się być systematyczna, nieuległa i pewna siebie.

      Usuń
  4. Ucięło mi cały komentarz. Przysięgam. Normalnie zdenerwować się można.
    Zaczęłam od prologu, skończyłam na tym - jak widać po siłach wpływających na usuwanie komentarza - przeklętym rozdziale pierwszym. Pozwól, że dokończę od tego, co znalazłam już teraz zaraz. Normalnie krew człowieka zalewa :D
    Oczywiście, potem napiszę tamto wyszczególnienie błędów z prologu i połowy jedynki. Ale nie teraz, dobrze?

    "Gdzie niegdzie, z wystających skał kapała bliżej niezidentyfikowana szara maź. " Gdzieniegdzie, przecinek zbędny.
    "Zresztą, może ludzie opowiadający o swoich doświadczeniach z Kościstymi Górami mieli racje, co do czarnej magii." Rację, drugi przecinek zbędny.
    "
    W pewnym momencie chłopak usłyszał za sobą stukot spadających kamieni. Zatrzymał Archibalda, który natychmiast postawił uszy, nadsłuchując. Odwrócił się powoli, jednak we mgle, która z daleka całkowicie przysłaniała widoczność, nie dostrzegał niczego niepokojącego. " Powtórzenie "która","który".
    "Przyjechał tu tylko w jednym celu. Nie dla rzekomych kosztowności, czy przygody." W przypadku takich zdań prostych nie dajemy przed "czy" przecinka.
    "Miał nadzieje, że znajdzie tu jakieś odpowiedzi, bo to miejsce było ostatnią deską ratunku. " Nadzieję.
    "Nad górami ciążyła mroczna magia, a oni razem, mogli sobie z tym w pewnym stopniu poradzić. " Drugi przecinek zbędny.
    "Coś się do nich zbliżał." Zbliżało. Nie wiem dlaczego, ale to mnie rozwaliło.
    "Tylko jak tu walczyć z, prawie niewidocznym, wrogiem, który otacza cię ze wszystkich stron?" Po "z" przecineczek nie ma prawa istnienia.
    "W całej Tavalli nie znano piękniejszego zamku, niż królewski dwór w Amaras." Przecinek zbędny.
    "A dobre wiesz, że jego bezmyślna brawura nigdy nie przynosi nam niczego dobrego. " Dobrze.

    Kurcze, cały komentarz poszedł się po prostu walić... Przepraszam, ale to nie moja wina. To znaczy, nie do końca.
    Więc tak - uwielbiam twoje nazwy. Kościste Góry (dobra, teraz równiny, ale dawniej...), Gospoda pod Zdechłym Szczurem... Budujesz napięcie i człowiek chce więcej. Naprawdę masz się czym cieszyć, Shetani.
    Syn króla będący magiem. I ojciec mu na to nie pozwala. Ciekawie, ciekawie. Na pewno będę stałym gościem tutaj. Szczególnie ze względu na jedną rzecz - jak wydasz książkę o Smoczym Tronie (bodajże, ze złości niemal nie pamiętam żadnej przejrzanej zakładki) będę mogła się pochwalić, że znam (a przynajmniej czytywałam) autorkę!
    W każdym razie pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.

    milego-tygodnia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój blogasek uciął Ci komcia. Zły Blogspot :(
      Jak kiedyś wytykano mi brak przecinków, teraz zaczęłam z nimi szaleć. Cóż, chowam głowę w piasek i idę po betę. Nikt nie będzie musiał się męczyć z wytykaniem mi głupich błędów i z pewnością wszystkim będzie się żyło lepiej xD No, oprócz nieszczęśniczki, która zajmie się tym cholerstwem.
      W każdym razie, dziękuję za wytknięcie błędów, za poświęcony czas i przepraszam za mojego niegodziwego bloga, że Ci zeżarł komentarz. Cóż, jaka właścicielka, taki blog xD
      Dobra, żarty żartami, ale... jejujejujeju! Tyle miłych słów w kilku zdaniach <3 Aż nie wiem, co powiedzieć.
      Bardzo dziękuję i również pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. Boż, właścicielka też żre wszystko co popadnie? Normalnie idę schować swojego laptopka kochanego. I kabelki od neta. A kysz! xD
      Nie szalej, koleżanko z przecinkami, walić je! Kto ich w życiu potrzebuje?!
      O właśnie, jedna rzecz, którą sobie przypomniałam: w zakładce swojej o autorce, na końcu, gdzie piszesz o psie bodajże, to dałaś "do" zamiast "to".
      Współczuję Twojej przyszłej becie. Naprawdę. Co będzie przy dwudziestym ósmym rozdziale, gdy nagle fabuła (wtedy to pytanie - jaka fabuła?) będzie całkowicie dziwna, gdyż albowiem wanna-be-autorzyna pogmatwa wszystko tak, że sama nie będzie wiedziała, gdzie głowę wsadzić?
      Naprawdę nie wiem, gdzie widzisz te miłe słowa. Myślałam, że wszystko co mówię/piszę wygląda jak jakaś obelga. Dziękuję bardzo za uświadomienie mnie, że jest inaczej! :D
      Wrócę tu jutro. Napisać tamten komentarz, co mi ucięło. Mam pozwolenie?

      Usuń
    3. Kabelki od słuchawek są całkiem smaczne, także chyba się przerzucę xD
      Ostatnimi czasu zauważyłam, że rzeczywiście, nikt nie szanuje przecinków w żaden sposób. Porozdzielać pieciolinijkowe (nie wiem, co właśnie napisałam) zdanie, żeby ktoś mógł je zrozumieć? A komu to potrzebne xD
      Ja to chyba mam coś z oczami, nie wiem. Chyba pójdę się przebadać, bo tak źle to jeszcze nigdy nie było. Błędy, wszędzie błędy. Mózg mi się rozpłynie niedługo. A mnie matura czeka, o! Muszę mieć mózg.
      Hahaha, ostatnio opowiedziałam o całej fabule mojej koleżance i stwierdziłam, że jest tam wiele rzeczy kompletnie od czapy. Albo takich, co to będę miała się gęsto tłumaczyć z ich istnienia. Ale, co? Ja nie wymyślę? xD
      Nie wiem, ja ostatnio wszędzie widzę miłe, budujące słowa. A to jest baaardzo dziwne.
      A pisz, co tylko chcesz! Drzwi są szeroko otwarte. Czy jakoś tak xD

      Usuń
    4. Dobrz, już jest jutro, więc zaczynam pisanie tego, co obiecałam. Twój blodżek jednak dalej ma u mnie minusa za usuwanie rzeczy.

      Z prologu:
      "Odczekał jeszcze chwile kończąc swój posiłek, a następnie wyszedł z karczmy niepostrzeżenie." Chwilę.
      "Nagle z ciemności wyłoniło się zwierze, które swym wyglądem nie przypominało żadnego znanego, w tych stronach, wierzchowca." Zwierzę. Ogonki też zjadasz? Mało ci, dziewczę?
      Wczoraj tych błędów było więcej. Przysięgam na swoje kręcone włosy.

      Rozdzialik pierwszy, ten przeklęty.
      "Jego wilgotna struktura oraz woń przywiana z zachodu, mówiły mu, że był już bliski osiągnięcia swego celu. " Pierwszy przecinek zbędny, możesz go zjeść zamiast biednych ogonków.
      "Gdzieniegdzie leżał, powoli topniejący śnieg, który uchował się jeszcze przed promieniami wiosennego słońca." Pierwszy przecinek zbędny.
      "Zniknęła błyskawicznie, w momencie, kiedy chłopak odciągnął rękę od podłoża." I przy tym zdaniu mam problem. Niby mi się wydaje, że za dużo przecinków, jednak "w momencie" może być uzupełnieniem, a ogólnie uzupełnienia tego rodzaju oddziela się przecinkami. Jednakże w czasie czytania na głos myślę, że pierwszy przecinek jest jednak zbędny. Boziu, nie chcę poprawić na źle, bo wtedy będzie, że nic nie umiem, buuu!
      "Niespodziewanie, nad wzgórzami zaczęła unosić się gęstniejąca mgła, zupełnie przysłaniając widoczność." Znów wydaje mi się, że przecinek zbędny. Usuń część między przecinkami, to dziwnie to by brzmiało. Chyba.
      " Była to Mroczna Przełęcz, w samym sercu Kościstych Gór - DZIKIM, niezbadanym łańcuchu górskim, oddzielającym Tavallę od Bezkresnych Pustkowi.
      Miejscowe historie głosiły, że zamieszkują tam DZIKIE, pokraczne stworzenia, a same góry owładnęła czarna magia, która mąciła umysł i doprowadzała ludzi do szaleństwa." Dobra, to tyci dalej, jednakże jakby powtórzenie jest.
      "Pierwsza błyskawica rozświetliła niebo, a chwile później zahuczał potężny grzmot." Chwilę.

      Tak, wreszcie doszłam do tego momentu, co ci zwracałam uwagę!
      Kopiuję szybko komentarz do notatnika, bo po prostu takie długie cudo nie może się zmarnować.

      Usuń
    5. Praszam, naprawdę przepraszam za wjazd na prywatę, ale ciekawi mnie, jak to widzenie samych dobrych słów funkcjonuje w życiu realnym. Jakiś gościu idzie, gwizda i łapie cię za tyłek (wiadomo, jakiś gimbazjalista, ale wiesz - przykład jakiś trzeba podać), a ty się cieszysz, bo to znaczy, że jest za co cię złapać? Jesteś dziwna - aż zaczynam Cię lubić.
      Właśnie się zastanawiałam, jak skorzysta na tym Twoja maturka. Napiszesz liścik do egzaminatora: "Drogi, Panie, Egzaminatorze, ludzie, mówią, że, za, mało, przecinków, daję. Ułatwiając, Panu, zadanie, daję, ww. znaki, interpunkcyjne, po, każdym, wyrazie - proszę, sobie, wybrać, w, którym, miejscu, powinny, one, być"?
      A powiedz mi, jakie dziury w fabule i rzeczy z rzyci wzięte? KTO BOGATEMU ZABRONI? (Kurna, to ostatnio moje ulubione powiedzenie. Jak chcesz, mogę Ci oddać swój mózg. A raczej jego resztki).
      http://fc00.deviantart.net/fs70/i/2013/234/f/0/001_by_etoilesduciel-d5u7kos.jpg Boże, ta focia na twoim (chyba; się znaczy się, link podany w zakładce z autorzyną marną) dA przypomina mi to, że kiedyś widziałam zabijanego królika. jak walili jego głową o kamień, a potem zdzierali skórę... Brr. TraŁma jak się patrzy.
      Jeszcze dygresyjka co do opowiadania innym fabuły - żeby napisać jedną jedyną rzecz, robiłam taki research, że wypożyczyłam z 20 książek z biblioteki (po znajomości - nie pytaj, wszystko tajne). No i genialnie zapytałam kolegi interesującego się zjawiskami paranormalnymi i parapsychologią, czy przypadkiem można połączyć hipnozę ze świadomym snem. Jak ten mnie zjechał... To znaczy - mówił rzeczowo, ale czułam się tak głupio, że masakra (cóż za bogata polszczyzna). Tak więc - znajdź sobie osoby, które cię ostro zjadą, żebyś głupot nie pisała. Bo masz potencjał, a ja lubić czytać dobre opka i czekać na dziewczyna żeby ta napisać dobre opko.
      Dobra, koniec nierzeczowego spamu. Zostało mi jeszcze wiele rzeczy do zrobienia dzisiaj wynikających z mojej choroby. Tak swoją drogą - parę dni temu miałam 39 stopni gorączki. Co teraz robię? Przy 37,5 idę do szkoły, gdyż czuję się o niebo lepiej. Niech żyje moje dbanie o zdrowie!

      Usuń
    6. Haha, może nie do końca tak, bo nikt mnie na ogół za tyłek nie łapie xD Po prostu ludzie są ostatnio za bardzo mili i to jest podejrzane. Znaczy, że coś się dzieje i mnie się to nie podoba. Albo mi się to wszystko wydaję i mam schizofrenię, albo wpadam w samozachwyt.
      Te przecinki mnie prześladują, no. Serio. A ciekawe, czy zdałabym maturę pisząc w ten sposób pracę. Jednak, chyba nie będę próbować xD
      W późniejszym czasie (tzn. nie w tym opowiadaniu), zaczynają się gmatwać rodzinne powiązania, kto kogo zabije, dlaczego ktoś nie może kogoś zabić. Szczególnie to ostatnie. Nie potrafię tego jeszcze logicznie wytłumaczyć, ale skoro wszystko mi wolno, to pewnie coś wymyślę.
      Najgorszy problem mam z końmi, bo się na nich kompletnie nie znam. Wiem tyle, ile jest mi potrzebne do szczęście, czyli nie za wiele. Ale od czego w końcu jest Internet!
      Nie znam nikogo, kto znałby się na średniowieczu (plus minus, ale ogólnie coś w ten deseń), by mi coś sensownego doradzić, albo wybić głupotę z głowy. Hmm, muszę sobie znaleźć jakąś ofiarę w takim razie :>
      Mój DA! No tak, podałam go xD Szybko sprawdziłam, co tam w ogóle na nim wisi. Okej, nie jest najgorzej. Kurczak jest świetny, tylko pies mi się wtrynił w kadr. Mówiłam, że ona jest wcieleniem zła. Obejrzyj sobie obrazy Soutine’a. Koleś wieszał mięso na hakach w swojej pracowni i trzymał przez pół roku. Popieprzeni ludzie mnie inspirują <3
      Ja ostatnio z zapaleniem oskrzeli robiłam rzeczy, których absolutnie nie powinno się robić z zapaleniem oskrzeli. No, ale kto bogatemu zabroni?! xD

      Usuń
    7. Kurcze, musiałam przejrzeć podstrony, żeby udawać, że nie piszę Ci odpowiedzi, gdyż chcę pisać nawet o byle czym, a wszystko jest typowo dla Twojego lepszego pisania, ażeby książka dobrze wyszła. Wiesz, dziewczyno, jak się poświęcam?
      I znalazłam. Pergamin: "Twoje lęki i wątpliwości, wszystkie razem, gotowe by zmieść cię z powierzchni zmieni." Aha, więc powierzchni co zmieni. Ziemi, moja droga. Plus jak tak czytam, to dochodzę do wniosku, że będę cię maltretowała o dostęp do Smoczego Tronu. I nie obchodzi mnie to, co tam napisałaś o swojej tajemnicy.
      Shetani: "Na szczęście (albo i nieszczęście) do wydania czegokolwiek w wersji papierowej mam jeszcze daleko, także mogę na razie puścić wodzę wyobraźni i przedstawić się z nieco innej strony." Jakoś mi się wydaje, że zawsze pisywało się "wodzy".
      "To jednak, chyba nikogo nie przekonuje." "Także nie mam, co narzekać." "Luna, to diabeł wcielony i choć może z wyglądu przypomina psa, wcale nim nie jest." Zbędne przecinki. I gadaj dalej, że ja się wyśmiewam.
      "Objawia się on rzadko, ale jak już się pokażę, jest to jedyny typ mojej wesołości i mało kto go rozumie." Pokaże.
      "Próbuje to rozgryźć od jakiś dziesięciu lat i stawiam na połączenie kota z królikiem" Próbuję.
      No, to zabieram się do bardziej offtopowego pisania!
      Ja tam też wiem o wszystkim tyle, ile potrzebuję. A co do konia - pamiętam, jak mój gościu od fizyki kazał nam napisać w moim kochanym liceum definicję fotonu. "Foton jest jak koń - jaki jest, każdy widzi, o ile jest on światłem widzianym". Czy widzialnym, tępa dzida ze mnie z fizyki. Jak z każdego ścisłego w sumie, ale na czwóreczki wyrobię bez problemu.
      Zobaczyłam obrazy Soutine'a. Błagam Cię, bądź moim mistrzem, skoro takie coś cię inspiruje xD
      E tam zapalenie oskrzeli, ja z arytmią ostrą i bolącym brzuchem żarłam (bo jedzeniem się tego nie da nazwać) Nutellę! I w czasie choroby (przeziębienie, wszelakie zapalenia) wychodziłam na dwór w polarze i rozbierałam się (że górę - do bluzeczki na ramiączkach, rzecz jasna), żeby hartować organizm!
      Ludzie nie są nigdy mili, pamiętaj. Więc Ci się wydaje. Uśpili Twą czujność.
      Chcę dostępu do Smoczego Tronu. CHCĘ. I Ty mi go dasz. Kto bogatemu zabroni? W zamian wyłapię głupie błędy, żeby gościówa w wydawnictwie nie łapała się za głowę! :D

      Usuń
    8. Zabijesz mnie kiedyś tymi błędami. Ale dziękuję, zaraz poprawię. Znaczy jutro, bo dziś czeka mnie jeszcze miły wieczór z powstaniem w getcie. Jakież to pasjonujące, ach!
      Fizyka? Kiedy to było? Ja pamiętam tylko, że były takie lekcje i na nie uczęszczałam, a facet gadał coś o ciastkach i fajkach. Taka mała dygresja xD Aż mi się prawie smutno zrobiło, że już nigdy o żadnych fotonach się nie będę uczuć. A nie, jednak mi tego nie brakuje ani trochę.
      Och, jest wiele innych inspirujących ludzi, obrazów i tak dalej. To tylko kropla w morzu :>
      A potem na starość będziesz narzekać, że Cię wszystko boli, że masz zapalenie tego i tamtego. Zobaczysz. Tak jest zawsze.
      A ja już miałam nadzieję, że może jednak świat się zmienić czy coś :(
      Aha, to ma być taka łapówka? Wyłapywanie błędów, za długą i nudną opowieść. Mnie tam nawet pasuje xD
      Swoją drogą całkiem pokaźny spam tu zostawiłyśmy/zostawiamy. Ale, po raz kolejny: kto bogatemu zabroni. Ten tekst się powoli robi nieco dziwny już xD

      Usuń
  5. Chyba będę tu pierwszą osobą, która nie napisze nic o błędach. Ale nie czuję się winna, bo bardziej interesuje mnie treść, a nic rażącego w oczy mi się nie rzuciło.
    Zaczyna się bardzo dobrze, naprawdę ciekawi mnie, co będzie dalej. Serio :) Jest wyznaczona data następnego rozdziału, czy coś?
    Bohaterowie dają się lubić, jest magia i przygoda, więc czego jeszcze chcieć? C:
    Podoba mi się szczególnie, jak prawdziwy jest opis relacji między braćmi. Młodszy wszędzie się pałęta za starszym, może nawet chce mu zaimponować, ale jak przychodzi do zebrania cięgów od tatusia, to natychmiast się ulatnia. Mam przeczucie, że bezczelność Ryantha nada kolorytu Twojej opowieści.
    Pozdrawiam :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobry znak. Jakbym usłyszała, że w tym rozdziale są jeszcze jakieś pokaźne błędy, to chyba bym już oszalała. No, ale nigdy nic nie wiadomo, trzeba być czujnym xD
      Następny rozdział? Mniej więcej za miesiąc :)
      Ryanth po prostu wiedział, że nie ma się co mieszać. W końcu Altamir sobie zasłużył. W ogóle wyjdzie straszny paradoks, co to ich relacji, znaczy... no... oj, nie mogę powiedzieć więcej, a nie wiem jak to wytłumaczyć inaczej xD To dobrze, że chociaż relacje między braćmi wyglądają jako tako. Jednak widzę, że chyba wszystkich zawiodę dalszą historią xD
      Również pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Bardzo dobrze, nie mów więcej, sama w końcu zobaczę, kiedy przyjdzie pora :D
      Nie zawiedziesz, nie zawiedziesz C:

      Usuń
  6. Znalazłaś betę? To cudownie! Mogę czytać w spokoju kiedyśtam!
    Żartowałam, cieszę się po prostu. I dobrze, że żyjesz jeszcze i że - jak przeczytałam - rozdział będzie już wkrótce!
    Dobra, a ja wciąż nie mogę zobaczyć Twojego Smoczego Tronu... Nie lubię już Ciebie. Jesteś wredna i nie dotrzymujesz słowa. Amen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, znalazłam. I okazało się, że w tym rozdziale było jeszcze peeełno błędów natury logiczno-stylistycznej (cóż za spodziewana niespodzianka xD)
      Z tym "wkrótce" to był jednak polemizowała, bo coś czas nie chce ze mną ostatnio współpracować :(
      Tylko że Smoczy Tron jest w jeszcze bardziej opłakanym stanie niż to, co tu wisi. Także, kiedy już stwierdzę, że od czytania mojego tekstu nikt nie nabawi się jakiejś choroby umysłowej, to Ci go pokażę. Możesz nawet czynić honory pierwszego czytelnika, a co tam! xD

      Usuń
    2. Tak czytam ramkę po prawej stronie i... Cóż, zUą datę wybrałaś na napisanie tego, bo przetarłam aż oczy. Tak więc, powodzenia z maturką, ty stary, biedny (a może nie? np. prezentacje z polskiego takie są prawie banalne - weź gadaj jak w nowym systemie 15 minut na temat, który się dowiesz tuż przed wejściem) systemie. Co właściwie zdajesz?
      Eej, w rozsypce to jest majne drugi tekst pisany na serio xD Tzn - na serio jak na serio. Ma fabułę, teraz tylko to ślicznie wszystko opisać, a to naprawdę trudne, szczególnie, że chcę się skupić na psychice (choć tyci) postaci (ciekawe, co tam znajdę, wręcz powtarzając za tobą :D), i to wszystko pisząc w trzeciej osobie. I już naliczyłam przynajmniej 10 bohaterów do poznania! Biedna ja!
      Tak więc, w czasie maturalnym będę za Ciebie trzymać kciuki!

      Usuń
    3. Też później się zorientowałam, co do daty, no ale cóż xD
      Tylko tą prezentację trzeba jeszcze napisać i się jej nauczyć, a jak się jest bardzo leniwym, ekhem, to się to zostawia na ostatnią chwilę. Ale nie zazdroszczę nowej matury, to na pewno xD Rozszerzony polski (nie wiem po co, chyba żeby mi się nie nudziło) i rozszerzoną historię sztuki. Chciałam wziąć za język obowiązkowy francuski, bo na ustnej nie byłoby problemu, ale z pisania bym miała chyba zero punktów. Dzięki, każde kciuki się przydadzą!
      Kiedyś napisanie książki wydawało się banalne. No bo, co to za problem?! Ale jak się już wzięłam, chociażby za to opowiadanie, to okazało się, że nie jest jednak tak kolorowo. Wymyślanie wszystkiego jest najprostsze, niestety. Pisz, pisz. Też będę chciała zobaczyć, nie ma zmiłuj :P

      Usuń
    4. Tak sobie myślę, że masz tyci racji z niewybraniem francuskiego. To znaczy - nie wiem, jak go potrafisz (ale skoro gadasz, że na ustnym byłoby dobrze, to chyba w jakimś znacznym stopniu się znasz), ale zabiło mnie dyktando na Uniwersytecie Rzeszowskim. Gościówa czyta "szapoba", a ja napisałam jakieś "Chapour bas". Mądra ja, nie ma co. No kocham, po prostu kocham francuski za to. Mimo to ósme miejsce pod względem błędów jest, więc beznadziejnością nie świecę :D
      Dziewczyno (albo kobieto, ty maturzystko jedna), ja raz książkę chciałam napisać! To znaczy, było to na zasadzie: "skoro takie gnioty wydają i obwołują jakieś piętnastolatki geniuszami pisania, to i ja tak mogę!". Taa, tak myślała dziesięciolatka. W sumie zastanawiam się, gdzie mój talent z tamtych lat, bo naprawdę pisałam wtedy dobrze (ach, co za docenianie siebie XD). No serio ;D
      W każdym razie, pisać to wpadłam na jeszcze genialniejszy pomysł - po co mam wymyślać jakąś niestworzoną fabułę, skoro mogę wpleść tamten pomysł w to opko pisane nie na poważnie? To jest dopiero myśl wymyślona o 23:21, więc może tyci nie na trzeźwo, ale... lepsze to niż to, co wymyśliłam na początku. Naprawdę.
      Okej, wylałam swoje żale. Praszam, że musiałam napisać, ale na fejsbuczku nikogo fajnego do pogadania nie ma, a ja mam doła związanego z głupim czytaniem mangi. Rozdział 6 i... koniec. Dwa dodatki dane. A fakajcie się wszyscy -.-"
      Jeszcze raz pozdrawiam (robiłam to już?) i przestaję robić spama znowu, forgiw mi.

      Usuń
    5. Ostatnio uczyłam moją polonistkę jak czytać nazwisko Rieux i Tarrou, pomijając fakt, że przez 30 lat (albo i więcej) tego nie sprawdziła, a i tak mówi po swojemu -,-
      Weź, nie jestem tak stara, żeby mówić do mnie "kobieto", bez przesady xD
      Historia tego opka obejmuje sto lat, a nie mogę go urwać w połowie ani tworzyć 153 rozdziałów. No i zaczynają się te dylematy, no. Trzeba było o takich rzeczach myśleć wcześniej, ale nie, piszmy opko bez ładu i zakończenia. Coś czuję, że jeszcze dziwne rzeczy z tego wyjdą. Więc chyba nie może być już gorzej, chociaż... No cóż, mówi się trudno xD

      Usuń
  7. Odpowiedzi
    1. Trzeba było zapisać i przewidzieć, że po milionowym razie odkładania aktualizacji, komputer zrobi to sam xD Teraz coś tam bazgrze tradycyjnie na papierze, przynajmniej żadna technologia mi tego nie zabierze. O, nawet rym wyszedł xD

      Usuń
  8. Nominowałam Cię do Liebster Award, jeśli masz ochotę odpowiedzieć na kilka pytań to zapraszam: http://hail-to--the-king.blogspot.com/2014/04/liebster-award.html A jak nie, to możesz olać i usunąć zuy spam z bloga. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu nie, z chęcią odpowiem, tylko to może trochę potrwać xD

      Usuń
  9. Twoje zamówienie pojawiło się na blogu zaczarowane-szablony.blogspot.com/2014/05/1127-1128-czasu-brak.html
    Liczę, że będziesz z niego zadowolona!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń